Dawno nic nie pisałem. Nie miałem takiej potrzeby. Przez ostatnie lata byłem zatopiony w oceanie codzienności. Fale doznań, emocji, szczęścia, bólu przypływały i odpływały. To był niezwykle intensywny czas, wielu zmian, twórczych przełamań, erupcji pomysłów, a także nauki. Uważnie obserwowałem świat ludzkich zachowań, uczuć, gier. Dzięki temu nauczyłem się jeszcze więcej o gatunku, do którego należę oraz o sobie samym. Przeżywałem wszystko takim, jakie było. Niczego nie upiększałem, ani nie obrzydzałem. Po prostu doświadczałem. Nie oceniałem tego, co do mnie przychodziło, co przeze mnie przepływało, bo po co. Jestem istotą ludzką, żyję w biologicznym systemie tej planety, zatem to był czas, aby doświadczyć ludzkiej natury ze wszystkimi jej aspektami. Zawsze jestem szczery, zarówno ze sobą, jak i z innymi. Często powoduje to dyskomfort u ludzi, ponieważ nie są przyzwyczajeni do takiej szczerości, do braku tematów tabu, do totalnej intymności wobec życia, wobec wewnętrznych procesów, jakie targają każdym człowiekiem. Jesteśmy przyzwyczajeni, że ciągle nakładamy maski, udajemy kogoś innego, dopasowujemy się do otoczenia w jakim się znajdujemy. Zawsze chcemy wypaść jak najlepiej w oczach drugiego człowieka, pokazać mu swoje najlepsze strony, odsłonić tylko króle i asy ze swojej talii. Takie są prawidła ludzkiej egzystencji w systemie społecznym. Z reguły obowiązuje ten sam schemat. Jednak królewicze i asy szybko się kończą w zestawieniu z prawdziwą i długotrwałą, intymną relacją z innymi ludźmi. Wtedy następuje zderzenie z rzeczywistością. W końcu trzeba zdjąć maskę, jedna po drugiej. Ludzie poznają się od najwyższych, do najniższych kart i wówczas właśnie, obcujemy z nagą prawdą o ludzkiej naturze. Ona nie jest i nigdy nie będzie doskonała. To nigdy nie będzie ciągła ekstaza. Zapomnij o tym. Zapomnij o tym, że druga osoba cię oświeci. Zapomnij o oświeceniu. Zapomnij o tym wszystkim, co sobie wyobraziłeś na temat związków, relacji, rozwoju duchowego. Życie jest nieprzewidywalne, weryfikuje wszystko po swojemu, czyli przez siatkę losowości, różnorodności, totalnej różnorodności - natury, cykli, ludzkich charakterów, nieobliczalności myśli, porywów uczuć, rozpalonych zmysłów, słabości i przeróżnych innych czynników, o których nie mamy bladego pojęcia. Każda koncepcja przemija. Nigdy nie uzyskamy spokoju i stałości próbując zakotwiczyć się w wyobrażeniach, a wyobrażamy sobie coś cały czas. Wyobrażamy sobie jaka powinna być doskonała relacja, jak powinien zachować się np. partner w jakimś momencie. Wyobrażamy sobie jak by było gdyby udało się wyjechać gdzieś, kupić coś, przespać się z kimś, dostać coś... i nie ma w tym nic złego, czy dobrego. Tak po prostu jest. Nie da się uzyskać stabilizacji, bezruchu, stałości w czymś, co jest ciągle w ruchu i nie jest niezmienne. To jak żądanie by związek kobiety i mężczyzny był cały czas uniesieniem pierwszej fazy zakochania i nieustannie bombardował nas motylami w brzuchu, czy w mózgu. To jest nierealne i nie piszę tego z intencją zburzenia czyjegoś wyobrażenia, tylko to stoi w sprzeczności z naszą biologią, fizjologią, gospodarką neurohormonalną, a przecież wszyscy jesteśmy częścią biologicznego ekosystemu ze wszelkimi jego konsekwencjami i pewnymi twardymi zasadami wytyczonymi przez ewolucję, żmudne, konsekwentne i dynamiczne procesy, które przez miliony lat rzeźbiły genetyczny wzorzec ziemskiego życia. Instynkt przetrwania i chęć prokreacji, energia seksualna to największa siła ewolucji, to nieokiełznana, dzikość, na której bazuje życie, czyli biologia. Nieważne jak mocno myślimy o tym, jak bardzo jesteśmy duchowo rozwinięci, ta energia nadal będzie miała na nas wpływ, będzie dotykać naszego ciała w nieoczekiwanych momentach, w różnym stopniu, czy tego chcemy, czy nie.
To na co wskazują ludzie, czy nauczyciele, postrzegani jako istoty oświecone, to jeden prosty przekaz. Wskazówka dotycząca tego, co w tym całym kotle zmysłowych reakcji, myślowych ciągów, emocjonalnych powikłań, pozostaje nieporuszone. Z czego zbudowane są te wszystkie fale życiowych porywów, na których surfujemy codziennie z większą lub mniejszą świadomością, klarownością, radością lub smutkiem. Oni wskazują na przestrzeń, z której to wszystko się wyłania. Dosłownie wszystko. Przestrzeń, która podtrzymuje ten cały kocioł i daje okazje do zaistnienia wszystkiemu, co się dzieje, co może się zdarzyć, niezależnie od czyjejkolwiek opinii, poglądu, wyobrażenia. Przestrzeń, z której wyłoniły się czarne dziury, niezliczone galaktyki, układy gwiezdne, niewyobrażalnie potężne procesy fizyczne, które dzieją się gdzieś w absurdalnie rozległej płaszczyźnie. Dzieją się dla nikogo. Wszechświat robi swoje, planety krążą wokół swoich gwiazd, niezależnie od tego, że Elżbieta z Płocka przeżywa rozstanie ze swoim chłopakiem lub Małgorzata z Krakowa doznała olśnienia na warsztatach medytacji transcendentalnej.
Pomiędzy gonitwą myśli, wyobrażeniami na temat przyszłości, czy wspomnieniami przeszłości, jest przestrzeń, w której to wszystko się wydarza. Gdzie wszystko zwyczajnie się pojawia, przed jakąkolwiek oceną, przed włożeniem tego w jakiekolwiek ramy. Przed ubraniem tego według interfejsu ludzkiego, czy jakiegokolwiek innego. Kiedy emocje, uczucia i myśli uspokajają się, to każdy odczuwa przestrzeń. Myśli nacechowane wyobrażeniami są ciężkie. Im więcej masy im nadajemy, tym bardziej nas obciążają w danym momencie. Przestrzeń to lustro, które odbija wszystko. Niczego nie dodaje, ani nie zabiera. Nieskończona, wieczna, czysta obserwacja. Nieporuszony świadek narodzin i śmierci, niepoliczalnych światów. Kiedy znikają jakiekolwiek koncepcje, wyobrażenia, płaszcz myśli rozsuwa się i zostajemy dotknięci przez tą wypełniającą wszystko przestrzeń. Nie można tego wyrazić jakąkolwiek myślą czy słowem, bo one pojawiły się później. Dlatego każdy kto wraca z powrotem do tego świata, nie jest w stanie wyrazić doświadczenia bezruchu, spokoju, przebłysku nieskończoności, czy jakkolwiek to nazwać. To przychodzi później. Wówczas te wszystkie myśli, jakie powstają, zdolne do opisania "bycia dotkniętym" przez przestrzeń, są lekkie, zwiewne, mają znikomą masę. Ludzie to czują, bo są przepełnieni ciężkimi, masywnymi myślami, emocjami, uczuciami, przywiązaniami. Mają ich dość. Dlatego chętnie czytają wybitne dzieła wschodnich mistrzów, czy współczesnych nauczycieli niedualności. Te lekkie myśli wskazują bowiem na to co jest poza myślami, poza wszystkim co jest jakieś. Są portalami do nienazwanego, niepoznanego, do wiecznej tajemnicy istnienia, która nie musi zostać odkryta i nigdy nie będzie. Tak powstały słynne zenowskie koany, z pozoru abstrakcyjne, lekkie sentencje słów, które bezpośrednio wskazują na szczelinę pomiędzy każdą kolejną chwilą, myślą, koncepcją. Dlatego możemy zostać dotknięci przez nieskończoność w każdym momencie, jak pstryknięcie palcem i wszystko jest na swoim miejscu. Nic się nie wydarzyło. Każda żywa istota jest w posiadaniu tego drogocennego daru, prezentu. Jest nim możliwość dotknięcia czystej nieświadomości, przestrzeni dla wszystkiego, przed jakimkolwiek uwarunkowaniem. Na długo przed powstaniem jakiegokolwiek życia. Przed jakimkolwiek odniesieniem. Przed biologiczną perspektywą. Nawet jeśli gdzieś w kosmosie wyewoluowały super zaawansowane cywilizacje, zdolne ujarzmiać energie gwiezdne, które przekroczyły już bariery fizyczne i egzystują w innych wymiarach, nawet przed tym. Nawet przed jakąkolwiek koncepcją, perspektywą z ich strony. To jest największy dar. Świadomość bycia, przed tym wszystkim, co przychodzi później.
To nie jest tak, że ci wszyscy nauczyciele niedualności, czy oświeceni mistrzowie osiągnęli odrębny stan egzystencji i posiedli jakąś supermoc. Oni zostali dotknięci przez przestrzeń. To nie oznacza permanentnego stanu ekstazy, czy nirvany. To oznacza, że to co się stało na zawsze odcisnęło swoje piętno na poznającym. Po tym zdarzeniu wszystko wraca do normy, wracają myśli, doznania. Następuje ponowne zalogowanie do świata myśli i odczuć, do biologicznego mechanizmu przetrwania. Ci wszyscy ludzie nadal doświadczają cierpienia, bólu, szczęścia, radości i wszystkiego z czego zbudowany jest świat fizjologii organizmów żywych. Jednak większość z nich została dogłębnie i niezapomnianie dotknięta przez bezosobową, nieporuszoną wszechobecność, będącą rusztowaniem, czy czymkolwiek innym, dla wszystkiego co się wydarza. Dlatego niezależnie co dzieje się w rzeczywistości biologicznych oddziaływań, z których wyłaniają się wszelkie doznania, można powrócić do tego uczucia, do tego przebłysku, do przestrzeni bezruchu, w każdym momencie. Chociaż słowo "powrócić" ma oczywistą semantyczną naleciałość, która może sprawiać wrażenie, że chodzi o powrót do jakiegoś innego stanu istnienia, czy innej rzeczywistości. Przestrzeń jest wszystkim, wypełnia wszystko co istnieje. Nie można z niej wyjść, ani od niej uciec. Ludzie szukają oświecenia, ekstatycznych stanów świadomości, czy mądrości, mając w głowie jakieś tego wyobrażenie czy koncepcję. Tymczasem to czego szukają, nigdy ich nie opuściło. Jedynie zmyślnie lub raczej bezmyślnie ukryło się przed biologicznym mechanizmem przetrwania, przebierając się za wszystko co się wydarza. Jeśli wszystko jest odpowiedzią, to pozostaje tylko patrzenie, słuchanie i odczuwanie. Zatem nauczyciele duchowi nadal odczuwają wszystkie ludzkie aspekty bycia częścią biologicznego systemu tej planety. Czasami powstaje złudzenie, że są non stop w jakimś wyższym stanie świadomości. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że od pewnego momentu zaczynają otaczać ich ludzie, którzy chcą żyć podobnie lub darzą podziwem. Na satsangi przychodzą specyficzni ludzie, z którymi rezonuje cała idea takich spotkań. To stwarza odpowiednie warunki, by umożliwić odczucie przepływu chwili, spoiwa niepoznanego z poznającym, przestrzeni, w której można się przejrzeć. Gdyby ktoś umieścił takiego nauczyciela w skrajnie odmiennym środowisku, z ludźmi generującymi bardzo ciężkie ładunki emocjonalno-mentalne, to prędzej czy później zacząłby doświadczać refleksów ciężkich sensacji i uczuć w ciele. Na pewno poradziłby sobie z nimi, ale gniew, frustracja, osłabienie mogłoby się pojawić i nie byłoby w tym nic złego. Ot naturalna konsekwencja reakcji przyczynowo-skutkowej. Nawet w klasztorach i tradycjach ZEN, ludzie szkoleni są wedle ścisłej tradycji, pewnych szablonów. To wyspecjalizowane ćwiczenie umysłu, odzieranie ze złudzeń i wyobrażeń, aż do czystego odczucia przestrzeni. Każdy człowiek jest inny, ma odmienny charakter i każdy przechodzi proces przebudzenia czy tzw. "oświecenia" inaczej. Stąd czasem zdarza się, że ktoś dostanie pałą w łeb, a ktoś inny bez wyraźnego powodu czy intencji stanie się całkiem przestrzennie nagi podczas spaceru w lesie.
Czy jest więc jakiś cel całego istnienia? Dlaczego świat się pojawia? Po co kosmos jest tak wielki i nieskończony? Jaki może być sens istnienia potencjalnie nieskończonej ilości Wszechświatów?
A czy musi być jakikolwiek sens? Im głębiej kopiemy, tym bardziej zdaje się, że żadnego sensu nie ma. Wszystko po prostu jest. W jakiś sposób dzieje się. Rodzimy się na niezwykłej planecie, przeżywamy jedyne w swoim rodzaju życie. Poznajemy nowych ludzi, wchodzimy w relacje, doświadczamy wspólnych chwil, śmiejemy się, pocieszamy, cierpimy, rozmawiamy, rozwijamy zdolności jakie mamy. Napotykamy sytuacje, które uczą nas pokory dla cudu narodzin i śmierci. Jesteśmy ludźmi i doświadczamy tego wszystkiego, co ludzkie. Tak po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Nie uciekam przed niczym co mi się przytrafia. Nadal doświadczam cierpienia, tęsknoty, bólu, a także błogości, śmiechu do utraty tchu, czy wszechogarniającego spokoju. Przeżyłem bardzo intensywne rozstanie z kobietą. Targały mną skrajne emocje i doznania. Każda taka fala przechodząca przez moje ciało była czymś wyjątkowym w kontekście przestrzeni, która witała je tak samo neutralnie. Dzięki tym wszystkim uczuciom, czułem że żyję. Jestem człowiekiem. Spacerowałem po lesie, kontemplowałem przyrodę, pisałem piosenki, wiersze. To była wielka radość, móc to czynić, nawet jeśli był w tym smutek. On mijał. Wszystko było przepełnione życiem. To wielki dar móc myśleć, dopasowywać wzorce, wyciągać wnioski, rozpoznawać bliskich, przedmioty, otoczenie. Dopiero kiedy komuś zabiera to choroba (np. uszkodzenia układu nerwowego lub choroba Alzheimera), wtedy dosadnie widać jak cenne jest wszystko to, co sprawia, że jesteśmy ludźmi. Pozwolić sobie na płacz, na gniew, smutek, radość, absurdalny śmiech. Wydaje się to takie zwyczajne, a nigdy całkiem zwyczajne nie było. Ostatecznie pod koniec każdego dnia przepełnia mnie życie. Pod koniec dnia nie wiem do końca kim jestem. Jadę autobusem i patrzę na przesuwające się drzewa i pola. Przypadkowa rozmowa z nieznajomym. Szalony śmiech z przyjaciółmi. Zaparzanie herbaty w zimną, deszczową noc. Wyjście na drogę w letnią noc i patrzenie w rozgwieżdżone niebo. Spór z matką. Granie na pianinie. Śpiew ptaków o poranku w lesie. Konwersacja z bratem o piłce nożnej. Słuchanie muzyki aż do zapadnięcia się w sen. Koszenie trawnika. Wyjście do sklepu. Dotyk mchu bosą stopą. Miłość.
"Ka"
nocnym szlakiem
/ iść
gwiazdą /
minąć słowa
. przyczyny -_
czerwone szkaradniki
porozwiewany wstyd
-
-
-
zaraz po deszczu
kwiaty pachną
/ ścieżką
pj /
zatopioną na horyzoncie drzew
. spowitych jesiennym szumem .
nadchodzącego świata /
-------------------
"Transmisja z końca świata"
każde zdarzenie
chwila
zabawy umysłem
świetlne podróże
na zawsze
przez wieczność
tańczą
na wietrze
splecionych polnych kwiatów
połączonych błękitem
najdziwniejszych kształtów
tła nieskończoności lasu
i komety nad Doliną Muminków
------------------------------
"Sierpniowy szum"
lubię łapać wiatr
)( )( )( )( )( )(
siedzieć na kamieniu
&¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤%&
nocny płaszcz ziemi
*/*/ wibracja fabryk -*/ ruchu
<><>
()()
miliardy
galaktyk
w nich
miliardy
układów
miliardy
gwiazd
<><>
///// dekoder Alpha 62))
nieskończoność to ja
to wy my wy my wy my
czyste niebo
"#"#"#"#"&&//"¤/!
moje oczy i funkcje falowe
pośród cudu narodzin
fluktuacji przestrzennej
nicości
=)? wyciągam ręce
anteny kable
czas
klubowy puchar europy
;:::::::::::;;;;;::;;
dziś znów tam spojrzę
-----------------------------
"domy i kominy"
satelita wolno sunący niebem
letnią nocą
..::..:::...:::...
...::::...:.../...:::...:
---------------------------------------
nadal piszę o Tobie piosenki
wysyłam je w kosmos
musnęły satelity
suną w nieznane
tylko ja je słyszałem
tylko ja grałem
siedząc w ciszy
nasłuchuje gwiazd
----------------------------------
każdy umiera samotnie
nie masz wiele czasu
kochaj
z całych sił
jakbyś jutro miał
zapaść się w ciemność
tylko miłość
rozświetli ci drogę