W Peru zakochałem się prawie od pierwszego wejrzenia. Piszę "prawie", gdyż obrzeża peruwiańskiej stolicy - Limy, nie należały do najprzyjemniejszych obrazów. Tak już jednak jest z dużymi miastami zżeranymi przez cywlizacyjny industrializm. Zwłaszcza jeśli kraj jest zwyczajnie biedny, a napierający system wymusza coraz większe odcięcie od natury i dążenie do podwyższenia materialnego statusu społecznego. Za to im bardziej oddalałem się od tych sztucznych elementów wprowadzonych do cywlizacji, która byłaby szczęśliwsza pośród drzew niż w betonowych blokach miasta, tym silniej rosła moja miłość do tego kraju. Apoegum nastąpił gdy wysiadłem na lotnisku w Iquitos. Podmuch gorącego powietrza wymieszany z pewną dozą silnej energii, dotknął mojej twarzy. Dalej było już tylko ciekawiej i w wielu miejscach abstrakcja mieszała się z surrealizmem. Przede wszystkim Iquitos to miejsce ucywilizowane, ale z pewnym bardzo ważnym wyjątkiem. System który tu dotarł jedynie przypomina ten znany z naszego świata. W rzeczywstości to tylko kaskada imiująca wszelkie biurokratyczne implikacje. Usystematyzowanie latynosów, szczególnie ludności indiańskiej jest z góry skazane na porażkę. Można to odczuć na każdym kroku. Korupcja jest w Peru czymś powszechnym (i nie jest to wcale złe), nie ma podatków, a ludzie są po prostu uśmiechnięci. Przez cały rok jest ciepło i siły witalne aż rozrywają człowieka od środka.
Wraz z maestro Eduardo Panduro w dżungli
Oddalając się od Iquitos wkraczamy w niesamowity i magiczny świat selvy (czyt. lasów deszczowych). Raj dla wszelkich rodzajów roślin, owadów, zwierząt i kto wie czego jeszcze. To właśnie dżungla uwiodła mnie najbardziej. Interakcja z szamanami, świętym wywarem Ayahuascą i z botanicznym bogactwem selvy. Szybko na własnej skórze przekonałem się o leczniczym potencjale indiańskich praktyk oraz tamtejszych ziół. Spotkałem szamanów, którzy pracują tylko z Ayahuascą lub Toe Negro, kamieniami, snami. Każdy z nich posiada unikalną i niesamowitą wiedzę na temat natury człowieka i świata. Mógłbym pisać o moich doświadczeniach jeszcze długo, ale niestety nie mam w tej chwili na to czasu. Zapewne zrobię to w niedalekiej przyszłości. Teraz zamieszczam kilka zdjęć z tej fantastycznej krainy. Powoli szykuje się też na przeprowadzkę do Peru. Kto raz tam zawitał i się zakochał... będzie tam wracał do skutku, czyli momentu stałego osiedlenia. Niestety (dla moich rodziców i znajomych) mnie też to spotkało. Dlatego liczę się z tym, że krajobraz amazoński w przyszłości na stałe wpisze się w moją rzeczywistość.
W kociołku parzy się święty wywar Indian - Ayahuasca
Zakochałem się w dżungli od pierwszego spojrzenia
Na lotnisku w Limie przed odlotem do Iquitos