20111107

Czym jest nieskończoność ?


Czym w ogóle nieskończoność jest? Technicznie rzecz ujmując to przestrzeń powstała z pra-przyczynowego punktu o nieskończonej gęstości (przytaczam tu obowiązującą jeszcze Teorię Wielkiego Wybuchu, ale nie oznacza to, że w nią wierzę) i ta przestrzeń stała się nośnikiem dla wypełniania jej wzorcem życia. Owa przestrzeń ulega stale fluktuacji, czyli powiększaniu i przyspieszaniu, inaczej ekspansji i ewolucji. Istnieją również zaawansowane, fantastyczne teorie na temat wieloświatów, światów równoległych, nieskończonej ilości Wszechświatów zanurzonych w wiecznym tańcu energetycznych potencjałów Pustki. Wiele badań z zakresu fizyki czy morfogenetyki zasygnalizowało nam, że mam do czynienia z czymś znacznie większym, czego nie można ogarnąć racjonalnymi zmysłami. Obecnie możliwości z zakresu nauk fizycznych i przyrodniczych (oczywiście wg oficjalnej wiedzy, bo czarne projekty to osobny temat) są niewystarczające, aby zmierzyć, udowodnić, a tym bardziej mentalnie ogarnąć Super-Nieskończoności zawierającej dodatni wektor stwórczy w stosunku do wykorzystania swojego potencjału. Jedną z takich materializacji, czy stabilizacji cząsteczek subtelnych, elementarnych jest nasz Wszechświat, który może być jednym z nieskończonej ilości Uniwersów.

To jest tak olbrzymie pojęcie, że nie da się tego zmierzyć, jedynie można to poczuć. Teoria strun i inne alternatywne teorie fizyki teoretycznej lub kwantowej zakładają istnienie 10-wymiarów, 12-wymiarów, 24-wymiarów lub więcej, przenikających i morfujących nasz Wszechświat. W jaki sposób zmierzysz aktywność istoty ludzkiej w 12-wymiarach jednocześnie lub atomu w 12-wymiarach? Atom w eksperymentach przechodzi nam w nadprzestrzeń i tyle go widzimy :) jak niby mamy stwierdzić, że znajduje się w 6-wymiarze, a nie na przykład 10. No więc nie da się tego zrobić za pomocą mechanistycznego podejścia, ale z poziomu organicznego – wykorzystując organiczny portal, jakim jest nasze ciało i podpięta do niego energetyka z centrum bezruchu w środku – możemy poczuć nieskończoność w całej okazałości.

Często zdarzają mi się ostre przebłyski z dzieciństwa, określone uczucia, obrazy i emocje, które towarzyszyły magii tamtego okresu. Odkąd pamiętam interesował mnie kosmos, to co niewyjaśnione i dziwne. Lubiłem jako dzieciak patrzeć na gwiazdy nocą i snuć różne wizje na temat naszej galaktycznej historii, wojen gwiezdnych, innych cywilizacji itp. Moją i tak ekstremalnie wybujałą wyobraźnie podsycał puszczany w TVP serial „Z Archiwum X”. Z lokalnej biblioteki wypożyczyłem chyba wszystkie książki o tematyce UFO-logicznej oraz zjawisk granicznych, a także komiksów science-fiction. To było dla mnie coś niesamowitego, nawet nie sądziłem, że w przyszłości będę stykał się ze zjawiskami paranormalnymi lub zwyczajnie spontanicznymi magicznymi funkcjami pola. Było to jednak konsekwencją wyrażonej przeze mnie w dzieciństwie intencji. Otóż przypominając sobie z coraz większym zapałem te wszystkie informacje o kosmosie i obcych cywilizacjach, czy innych światach, sprawiało mi to dużą satysfakcję, ale wciąż było wrażenie niedosytu wiedzy oraz jej ogromu. Pewnego wieczora kiedy kładłem się spać, maksymalnie skupiłem się w sobie, jednocześnie odgłosy letniej nocy, gruchających świerszczy zza otwartego okna, zrelaksowały moje ciało i przyjemne uczucie oblało mnie od stóp do głowy, czułem jakbym stał naprzeciwko zwierciadła nieskończonego kosmosu i wtedy wyraziłem intencję, która brzmiała dokładnie tak: „Pewnego dnia dowiem się o co w tym wszystkim chodzi”. Wypowiadając te słowa miałem na uwadze rozgryzienie tego wszystkiego co mnie wówczas interesowało, czyli wojen gwiezdnych, głębszych przyczynowych praw Wszechświata, czy też ogólnie zagadnienia obcych. Po wyrażeniu intencji podziękowałem matrycy, czy zwierciadłu nieskończoności i poszedłem spać. Od tego czasu każdy kolejny dzień mniej lub bardziej zbliżał mnie do uzyskania owego nieokreślonego, holistycznego punktu, w którym rozmontuję matrix na wszystkie jego części pierwsze.

Dlaczego wspomniałem o dzieciństwie ? Otóż w kontekście nieskończoności jest to priorytetowa zależność w próbie jej ujęcia. Wiem, że każdy ma inne doświadczenia, dlatego nie mogę odnosić się do zbiorowych definicji określonych stanów świadomości, więc dalej będę mówił na własnym przykładzie… To co tworzy całą magię dzieciństwa, to nieskazitelność, żywość i pęd ciekawości w poznawaniu świata, który zaszczyciliśmy naszą materialną manifestacją. Dzieci okrywa płaszcz nieskończoności i to właśnie egzotyka i żywość każdego doświadczenia oraz czysty umysł – nieprzesiąknięty różnymi programami światopoglądowymi sprawia, że kiedy często wracają do nas pewne wspomnienia z dzieciństwa, czujemy ich magię, robi nam się ciepło, jakbyśmy wypili kubek ciepłego mleka z miodem u babci przy kominku, kiedy złapaliśmy drobną infekcję wirusową, bo cały dzień biegaliśmy po dworze i bawiliśmy się w śniegu, potem przemoczeni wróciliśmy do domu :)

Dziecięcy czysty umysł z wrodzoną ciekawością jest kluczem do doświadczenia realnego poczucia nieskończoności. To jest esencja wszystkich ścieżek na rzecz uzyskania oświecenia, które jest nieco zabawnym terminem, podobnie jak samo-urzeczywistnienie – no cóż… jakichś pojęć trzeba używać. Każdy z nas rodzi się na tej planecie jako organiczny przetwornik nieskończoności – przez niezainfekowany jeszcze kanał intuicji oraz zmysły przepływa błogi sygnał pochodzący z pra-punktu, Pustki, oznajmiający, że uczestniczymy w projekcie wiecznej organizacji życia oraz zabawie w generowanie niewyczerpalnych potencjałów stwórczych Pustki. To jest prawdziwe niebezpieczeństwo dla kontrolerów naszej rasy oraz twórców i stabilizatorów systemu finansowo-psycho-społecznego. Kiedy na tej planecie funkcjonowałby taki system bądź struktura społeczna pozwalająca każdemu lub większości mieszkańców kontemplować swoją dziecięcą ciekawość, a także poznawać naturę wydarzania i przepływu zjawisk, to wówczas pielęgnowana i pogłębiana symbioza z nieskończonością, pra-punktem uruchamiałaby automatycznie procesy doprowadzające do całościowego rozpoznania natury umysłu i życia. Stąd tak wielkie wysiłki, aby poróżniać, skłócać i programować ludzkość. To jest tak silne, że działa wręcz jak hipnoza – trans materializmu to całkiem zgrabne określenie…

Interakcje w stworzonym anomalnym wzorcu strukturalnym społeczeństwa skutkują coraz głębszym wchodzeniem w idee, nadmiernym emocjonalnym angażowaniem w ładunki myślowe oraz niekończące się problemy związane z pieniędzmi. Kiedy ktoś ma problem, to w 99% przypadków pewnie ma on coś wspólnego z pieniędzmi. W efekcie rozpędzonego życia w systemie-matriksie ludzie tracą kontrolę nad własnym ciałem, postrzeganiem, co skutkuje zmianami w gospodarce neuro-hormonalnej i serotoninowej w mózgu, czego fizjologicznym efektem jest wapnienie szyszynki na starość, oraz większość chorób, włączając w to różnego typu nowotwory.

Tak łatwo zapominamy o dziecięcym poczuciu nieskończoności, czyli niemal ciągłym wrażeniu stania u progu czegoś wielkiego, nieogarnionego, wielkiego odkrycia, wyzwalającego w nas pełne zaufanie popychające do nieskrępowanego badania rzeczywistości. Zapominamy o tym, że życie jest proste-zawsze takie było- rodzimy się i po upływie króciutkiego, w skali wieku Wszechświata, odcinka czasu – umieramy, a to co zostaje i zawsze będzie to właśnie taniec nieskończoności, czyli wiecznej cyrkulacji energii. System ma za zadanie odcedzić naszą dziecięcą wrażliwość i narzucić na nią jednakowe racjonalistyczne filtry mechaniczno-wykonawcze, które wytyczają potem podejście do życia, w którym każdy dorosły powinien być śmiertelnie poważny. Zapominamy jak to było obudzić się rano z zapałem odkrywania tajemnic dnia codziennego, zjeść śniadanie i ruszyć na stare tory kolejowe, usiąść i obserwować wielkie białe chmury przesuwające się po błękicie nieba, bawić się wyobraźnią, słuchać odgłosów przyrody, otoczenia, popatrzeć na inne istoty, które gdzieś pospiesznie zmierzają i zadawać sobie pytanie: dokąd oni wszyscy pędzą? :), potem pograć w piłkę, a wieczorem obejrzeć jakiś film na wideo z przyjaciółmi i bać się zasnąć, bo to był horror J Zimny racjonalizm dorosłości obecnie generuje w ludziach zbyt wiele koncepcji i myśli – zamiast po prostu iść na łąkę i patrzeć na chmury, a potem z przyjacielem obejrzeć sobie film ot tak – my bijemy się z myślami typu: „a co by było gdyby?”, „Czy na pewno uzbieram tyle i tyle pieniędzy na coś tam?”, „A co się stanie jak dziś nie pójdę do pracy?”, „Czy warto obejrzeć ten film?” „Szkoda czasu na tak trywialne rzeczy, lepiej zajmę się czymś poważnym” lub „nie chce mi się, będę siedział w domu” :) Zbyt dużo myślenia = dużo cierpienia i problemów.

Wracając do mojej ścieżki poznawania tych spraw… chłonąłem mnóstwo informacji, w klasie gimnazjalnej  miałem już przerobionych większość dostępnych channelingów i książek o potędze podświadomości itp. Jednocześnie mimo sprawnej konstrukcji mojego żądnego wiedzy EGO, zachowałem z dzieciństwa ten egzotyczny pierwiastek łączący moją świadomość z pierwotnym punktem -  mam na myśli silnie rozwiniętą intuicję. Choć z jej wykorzystywaniem bywało różnie w tym burzliwym dla każdego nastolatka okresie dojrzewania, to jednak pozwalało mi to zachować trzeźwy umysł i jakby to powiedzieć… lekkość w przetwarzaniu docierających danych. Z perspektywy czasu widzę, że bardzo ważnym elementem w mojej przygodzie rozgryzania rzeczywistości, był stały kontakt z naturą i pełne zaufanie do niej. To dało mi stabilizację i jak mniemam, w głównej mierze przyczyniło się do pewnego zdarzenia, które zgruzowało moje struktury osobowe i pokierowało ku wolności.

Był to dzień syntezy tego wszystkiego co zebrałem pod etykietą: wiedzy o duchowości, nauki, praw natury, a wspomnianą wcześniej dziecięcą wrażliwością i magią chwili obecnej. Spontanicznie doszło do mnie, kiedy siedziałem nad jeziorem, że odłączenie sztucznego oprogramowania generującego wciąż ładunki myślowo-emocjonalne o charakterze wciągającym, pozostawia przestrzeń bezruchu. Ta przestrzeń jest ciszą swobodnego przepływu nieskończoności, miejscem błogiego spokoju i radości, ponieważ kiedy w niej jesteś, postrzegasz każdą istotę ludzką, czy zwierzęcą jako równą sobie, emisariusza jedności przestrzennej, który bawi się na różne sposoby w świecie formy. Od tamtego wydarzenia zrozumiałem, że zakończenie duchowych poszukiwań to zdanie sobie sprawy z tego, że nie jesteśmy własnymi myślami, tylko wiecznymi dziećmi z pasją eksplorującymi tajemnice Wszechświata. To było tak żywe i wspaniałe doświadczenie, że łzy płynęły mi ze szczęścia, a drzewa kołysały się śpiewając pieśń wolności. Ten moment, w którym nie ma w tobie żadnych myśli, gdzie nie ma żadnej przeciwwagi, żadnego kontrargumentu, sprzeczności, jest tak totalnie spójny ze wszystkim, że absolutnie nic nie jest w stanie tego zaburzyć. Zabawna jednocześnie jest próba ubrania tego w jakieś słowo, cokolwiek wychodzi z ciebie w formie dźwięku, czy słowa pisanego… no nie da rady. Można przekazać treści pewne energetyczne funkcje nawigacyjne, ale nie każdy będzie w stanie je odczytać, ktoś inny wyczyta w tym zupełnie coś innego, a ty pozostajesz z wrażeniem, że nie da się nazwać doświadczenia, które leży poza opisem. W miarę upływu czasu, kiedy oswajasz się z tym, co ci się przytrafiło, czujesz jednak potrzebę podzielenia się pieśnią nieskończoności z innymi ludźmi i starasz się dobierać jakieś esencjalne słowa.

Zdałem sobie sprawę, że nie da się tego ubrać w żadne ramy: Advaita/Non-duality/anty-wirus JA/Tropienie jakiegoś JA itd. TO jest we wszystkim – przepływa przez każdy atom, oplata i chowa się za każdą myślą, ideą – reszta jest interpretacją. Ostatnio Jeff Foster zamieścił esej, w którym słusznie zresztą stwierdził, że sam utknął w tej całej historii negowania jakiegoś JA, podobnie jak ja, doszedł do konkluzji, że radykalni Advaita’owcy wychodzą ze stanu bezforemności, tropią w czyichś treściach JA – mówią: „Ok tu i tu się mylisz, obnażyłeś swoje JA, praktykuj i szukaj dalej, a osiągniesz TO”, a następnie dalej zatapiają się w bezforemność… Dla mnie jest to jedna i ta sama historia. Wszystko jest z TEGO utkane, nawet nasze wyobrażenia na temat JA i to co materializujemy jako JA. Każdy kto doświadczył pełnej wolności od myśli, koncepcji itp. dobrze wie, że nieskończoność przepływa przez wszystko co ISTNIEJE, dlatego trawa jest zielona, a niebo jest niebieskie. Dlatego też pisząc cokolwiek nie sile się już na specjalny dobór słów, aby uważać czy ktoś nie odnajdzie w tym jakiegoś JA lub powie, że nadal żyje w jakiejś iluzji. Pozwalam myślom swobodnie przepływać w mojej przestrzeni, jeśli na ten moment któraś mi się spodoba, to ją sobie materializuje np. pod postacią tego tekstu, ale za tymi słowami jest tylko zabawa, radość z racji nieskończonego tańca pustki z formą, dziecięca radość, że NIE MA NIC, a jednocześnie jest WSZYSTKO. Zauważyłem, że zamieszczając różne treści, ludzie doszukują się tam czegoś, czego nie ma. Jeśli osoba deklarująca swoje „oświecenie”, czy porzucenie „JA” znajduje za jakimiś słowami lub tekstem coś, czego tam NIE MA, to ja spytałbym się: „czym jest to co znalazło jakiś problem, skoro za tymi słowami jest tylko zabawa, radość, nieskończony taniec pustki z formą?”. To jest tak odświeżające, nie musieć z nikim się ścigać, szukać żadnych potwierdzeń, po prostu doświadczać TERAZ w każdej chwili…

Ciężko to opisać, ale chyba najprościej ująć to tak: „Poczucie nieskończoności to ciekawość dziecka połączona z przenikającym uczuciem ogromu ewoluującej energii życia”.

Nie chcąc już przedłużać będę zmierzał do końca. Urzeczywistnienie swojej natury, czy jak kto chce to nazwać, wcale nie oznacza zakończenia aktywności w tym wymiarze lub nieustającej ekstazy. Niektórzy wyobrażają sobie oświecenie jako nieustający psychodeliczny odjazd sfokusowany na dostrzeganie we wszystkim jedności oraz pogląd, że po urzeczywistnieniu nie trzeba już nic robić. Otóż „ oświecenie” to dopiero początek, porównać to można do absolutnej teraźniejszości. To nowa, bardzo subtelna jakość odbioru codzienności, a także w pewnym sensie odpowiedzialność za uzyskaną syntezę wglądu, aby w jakimś stopniu przysłużył się przełamaniu iluzji innych istot lub wyciągnięciu ich z koła cierpienia, oczywiście pod warunkiem, że dana istota tego chce, gdyż niektórzy mają swoje kółka światopoglądowe do zbadania. Nie czyni to też z ciebie nikogo wyjątkowego, zwyczajnie zdałeś sobie szybciej sprawę z tego czym i tak każdy jest… Genialne jest to, że rzeczy dzieją wówczas spontanicznie, samoistnie. Jeśli ktoś uważa, że pojawiają się myśli w stylu: „Pomogę tym biednym ludziom się oświecić” lub „W jakim koszmarnym błędzie, zapętleniu żyje ten człowiek, pomogę mu ujrzeć prawdę” – takie myślenie jest oznaką raczej działających jeszcze strukturalnych programów, ponieważ kiedy raz zobaczysz, że wszystko jest JEDNYM, to nie ma w tobie żadnego parcia na oświecanie innych, po prostu nagle nachodzi cię ochota na zlepienie ze sobą kilku sentencji słów, które okazują się potem koanem gruzującym sieć iluzji u kogoś kto w nieokreślonym punkcie czasoprzestrzeni sobie ten koan przeczyta, a nawet wpadnie na niego przypadkiem. Dlaczego mnisi spędzają większość czasu na medytacji i kontemplacji? No bo zabiera trochę czasu ułożenie ze wszystkich dostępnych słów, kilku sekwencji, które oddadzą esencję tego co jest nieopisywalne i wyzwolą u kogoś dekonstrukcję iluzji (hahah z tymi mnichami to oczywiście żart był :)).

Życie to nieustające pasmo przygód. Wszystko co robiłem do tej pory, robię z większą uważnością i zagnieżdżeniem w TERAZ, co naturalnie akceleruje mój płaszcz nieskończoności i sprawia, że jestem wiecznym dzieckiem w bio-kombinezonie ziemskiego kosmonauty. Dzięki temu z jeszcze większą klarownością mogę rozpoznawać iluzję i prawdziwe źródła wiedzy i praktyk różnych istot. Przydaje się to szczególnie w zalewie informacji w obecnych czasach. Przestałem mieć potrzebę udowadniania czegoś komukolwiek. Cieszę się przepływem życia, płynnym ruchem natury, a co za tym idzie każdym dniem. Budzę się z uśmiechem na ustach, gdyż każdy nowy dzień jest inny. Z jeszcze większym spokojem i rozwagą  eksploruję zagadki rzeczywistości, nadal prowadząc badania w zakresie morfogenetyki, kwantowej mechaniki i implozji DNA, ochronnych pól morficznych generowanych przez określone gatunki roślin, czy hadronicznych mechanizmów zmiany skupienia cząsteczek wśród istot gadzich oraz plazmatycznych biostruktur ich pól morficznych. Jeśli dostatecznie wyciszymy swój umysł możemy rozmawiać  z roślinami, zwierzętami i bez problemu balansować chemię swojego mózgu oraz ciała. Życie jest nieustającą magią, którą już od wczesnego dzieciństwa próbuje się w nas przytłumić. Cóż ja mogę więcej powiedzieć… świadomość tego jak krótkie jest ludzkie życie, to że egzystujemy w nieskończonym, wiecznym tańcu Wszechświatów i przenikających je wymiarów, sprawia że nabrałem dużej pokory i spokoju do życia. To radość z każdego dnia, w którym odkrywasz siebie w innych istotach, zdarzeniach lub nawet lampce na biurku. Nieskończoność to my :) Surferzy fali nieskończoności łączmy się i przekazujmy innym nowinę: że nie ma się czego bać, wszystko jest w naszych rękach, a nieskończoność zawsze tu będzie. Dziękuję za uwagę.

20110913

Post o Niczym

 Tak zastanawiam się o czym by tu napisać i szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że w sprawach szeroko pojętej ezoteryki przekazałem już wystarczająco wiele informacji. Nie znaczy to, że już definitywnie zakończyłem publikowanie treści o wiadomej tematyce, ale obecnie żyjemy w czasach kiedy możemy definiować ezoterykę w sposób naukowy i zwie się to metafizyką, fizyką kwantową, fizyką hiperwymiarową oraz medycyną kwantową, którą od dawna uprawiały rdzenne plemiona obu Ameryk, Afryki oraz innych części globu. Obserwując ostatnio wirtualną przestrzeń zauważyłem, że wzrost aktywności różnych "ezoterycznych kółek", ich zwolenników itp. jest znaczący, a wiele istot ludzkich odczuwa przesyt informacją lub chorobliwe przywiązanie do wielu z przekazywanych idei i koncepcji. Ludzie są zmęczeni ciągłym natłokiem informacji. Jest w tym pewna pułapka i błędne koło, do którego pasuje symbol ouroborosa, czyli węża zjadającego własny ogon. Oczywiście znaczenie tego symbolu jest zgoła inne, ale skojarzyło mi się z tą konkretną sytuacją. Chodzi mi bowiem o to, że wciąż szukamy odpowiedzi, prowadzimy zacięte duchowe poszukiwania, analizy, eksploracje mentalne, które koniec końców nie dają nam zbyt wiele odpowiedzi lub dają jedynie poczucie otrzymywania takowych, kiedy w rzeczywistości nadal pozostajemy z mętlikiem w głowie. Dzieje się tak, bo pojawiające się eksplozje informacyjne wciąż kierują naszą uwagę na korzystanie z oprogramowania, które odcina od pierwotnego, pierwszego źródła. Te informacje wzmagają poszukiwania w obrębie EGO i jego myślowych kreacji, kiedy WIEDZA (celowo z dużych liter) istnieje poza sztucznym oprogramowaniem podpiętym do Systemu Ludzkiego Umysłu., czy może inaczej - ludzkiej świadomości zbiorowej. To właśnie mam na myśli przywołując symbol węża zjadającego własny ogon, gdzie nasza nieskończona, czysta świadomość trzymana jest w kole iluzji, gdzie poruszamy się nadal nie wychodząc z symbolicznego kręgu rozpaczliwie podtrzymywanego przez sztuczne maski osobowości. Dlatego mimo, że informacyjny kocioł osiągnął poziomy niemal orgazmiczne, nadal tak wielu mieszkańców tej cudownej planety jest najzwyczajniej w świecie zagubionych. Na forach internetowych wciąż to samo: wojny światopoglądowe, jedne istoty próbują przekrzyczeć drugie, tudzież przekonać ich do swoich racji... dzieje się tak, bo wciąż nakierowywani jesteśmy na poruszanie się po okręgu, a nie poza nim. A co jest poza okręgiem?


Siedzę teraz przed komputerem, za oknem świeci słońce, po błękitnym niebie przesuwają się śnieżnobiałe chmury, wiatr porusza trawą, drzewami, liśćmi, wiatraczkiem zamocowanym przy ogródku. Koty ganiają się po podwórku, a natura spokojnie i harmonicznie przygotowuje się na nadejście jesieni. Owoce jabłoni rosnącej obok okna mojego pokoju błyszczą w promieniach słonecznych ostatnich dni lata. To piękno chwili obecnej - w tym odnalazłem spokój i radość. Jest to zabawne, gdyż nadal lubię tropić jaszczurki, poznawać naszą galaktyczną historię, ale nie angażuje się w to emocjonalnie i egotycznie, po prostu cieszę się samym faktem informacji i wszystkie myśli z nimi związane swobodnie unoszą się w mojej przestrzeni, a następnie opuszczają ją, a mnie nie opuszcza uśmiech. Jesteśmy wiecznymi istotami zmierzającymi przez nieskończoność, międzygalaktyczne, multiwymiarowe dziwadła i to się nie zmieni - nasza wieczność jest niewzruszona, bo nieskończoność - dziecięca nieskończona chęć eksploracji Pustki/Nicości, która nie może być skończona, bo jest niewyczerpalnym wulkanem pomysłów - ona będzie trwać, a my razem z nią. Zabawa ze sztucznymi kreacjami naszego umysłu, gadziego mózgu i innych technologii włączonych w nasze pole doświadczania rzeczywistości polega na bezustannym indukowaniu wzorców myślowych generujących w nas określone emocje, które przyczepiamy na przepływające ładunki myślowe. To wywołuje zmieszanie, wyrzuty gniewu, zmęczenie, poczucie bezsilności, z łatwością dajemy się wciągać w te gry. Dzieje się tak, bo nie możemy przebić się przez twardą skórę okrążającego nas węża. Przeciętne życie ludzkie jest krótkie - każdy umrze, wówczas problemy, na które straciliśmy tak wiele nerwów, być może potencjalnych wartościowych przyjaźni - przestaną mieć znaczenie. Ten prosty fakt jest tak klarowny i jasny, że wręcz oczyszcza sferę emocji... pod warunkiem, że poczujemy to poza wspomnianym, symbolicznym okręgiem. Wówczas patrzymy za okno i widzimy niebieskie niebo, zieloną trawę, inne istoty o nieskończonym potencjale przechadzające się ulicą i bawiące się w grę zwaną ziemskim życiem. Ten stan czystości i klarowności jest nie na rękę mocodawcom systemu społecznego, a także sztucznych masek, do których istoty ludzkie są przywiązane. Dlatego tak łatwo przytłumiamy intuicję, klarowność świadomości nieskończoności próbami analizy zjawiska, utożsamiania się z napływającymi coraz tłumniej myślami, pojawiają się pytania, wątpliwości i stosy innych balastowych ładunków o różnym natężeniu. Tak działa więzienie, którego nie widzimy - zostało ono sztucznie zainstalowane i zaprogramowane, abyśmy tkwili w poróżnieniu i nawet nie zbliżyli się do bramy, za którą jest wolność - całościowe poczucie nieskończoności.

Nie jest tak, że aby osiągnąć oświecenie (co samo w sobie jest nieco zabawnym pojęciem) i ascendować na wyższe stany istnienia należy wykonywać jakieś ekwilibrystyczne eksploracje w kontinuum, komunikować się z różnej maści mistrzami itp. itd. Wszyscy ludzie byli i są jednością, którą w głębi czujemy i nosimy w sobie. TO jest wszędzie, w każdej chwili i zdarzeniu, ale wiele istot tego nie dostrzega, bo za dużo myśli i zbyt mocno utożsamia się z analitycznymi emanacjami umysłu. Można rzec, że wręcz rozsmakowaliśmy się w poróżnieniu, ciągłej analizie, ocenianiu - kto jakie ma buty, ubranie, każde słowo jakie z siebie wydobył, przelał na papier, każdy czyn, post na wirtualnym forum... mało tego jesteśmy z tego dumni, a według mnie nie ma z czego, bo to anomalny stan odciągający nas od czystego, totalnego poczucia nieskończoności i połączenia ze wszystkim co JEST. Podobnie jest ze zlepkami liter i koncepcji, nawet tych obecnych na blogu. Dlatego kończę już, bo nie chcę rozsmarowywać dalej masła. Nieskończoność jest poza wszelkimi myślami - aby TO poczuć - wyłącz myślenie. Nie jest to wcale trudne, nie wymaga lat treningu, siedzenia w jaskiniach itp. TO jest w każdym momencie, przed oczami, zmysłami, nosem każdego mieszkańca planety Ziemia. Po prostu sztuczne oprogramowanie jest na tyle silne, bo ma trzymać nas w więzieniu choćby świat się walił - i właśnie świat starych koncepcji i archetypów ulega erozji...

Nie mogę nazwać się oświeconym, nie mogę nazwać się mistrzem, ale z radością stwierdzam, że jestem smakoszem życia i obserwacji płynnego ruchu, pulsu energii życiowej. Dumnie noszę płaszcz nieskończoności, który od czasów wczesnego dzieciństwa pozwala mi w egzotyczny sposób zgłębiać tajemnice i prostotę Wszechświata. Czasami mam do czynienia z "hardkorami", którzy opowiadają o swoich wspaniałych, dalekich podróżach astralnych, podejrzliwie analizują każde moje słowo, zadają pytania o naturę świadomości, naszą starożytną historię, ostrzegają przed nadchodzącymi zmianami itd. wtedy ja zwykle odpowiadam: "Spokojnie, usiądź wygodnie, zatrzymaj na chwilę pędzący umysł i wewnętrzny dialog, nie jestem twoim wrogiem - jestem swój chłopak z Ziemi - nie interesują mnie teraz moje przeszłe wcielenia, co robiłem w innych systemach gwiezdnych i jak daleko dotarłem w podróżach międzywymiarowych - jestem teraz na Ziemi - spójrz na to piękne drzewo, jak kołysze się na wietrze, posłuchaj śpiewu ptaków, wycisz się... to nieskończoność ona zawsze tu będzie, obojętnie co się stanie". Wchodząc w interakcję z innymi istotami staram się zakotwiczyć ten spokój, klarowność i poczucie nieskończoności, nachylić wszystkość wszystkiego i zagnieździć w tą konkretną chwilę, moment, istnienie. To co się zazwyczaj dzieje w przestrzeni istoty jest interesujące...

20110406

Wykroczyć poza horyzont

Witam wszystkich czytelników mojego bloga po dość długim okresie czasu. Ostatnio miałem napięty harmonogram zadań, stąd wpisy zdarzały się rzadko, zarówno na blogu Instytutu Neurogenetyki Jedności, jak i na Botanicznej Galaktyce. Opracowuję kilka większych projektów dotyczących tego, czym zajmuję się zawodowo, czyli szeroko pojętej fitoterapii, farmakognozji i etnofarmakologii. Za jakiś czas częstotliwość pojawiania się blogowych wpisów powinna wzrosnąć wraz z zamieszczanymi materiałami wideo. Niedługo podam więcej informacji na temat owych projektów, które moim zdaniem mają szansę wnieść nieco świeżego powietrza do polskiej fitoterapii. Chciałbym też wspomnieć, że miałem drobne problemy ze skrzynką mailową, dlatego jeśli nie odpowiedziałem na jakieś maile, to prosiłbym wysłać je ponownie. Odniosę się do jednej z wiadomości, którą udało mi się odczytać. Dotyczyła bloga Instytutu i ganiła mnie za to, że podaję informacje nieprawdziwe w otoczce naukowej. Wobec takiego zarzutu pragnę to oficjalnie uściślić: blog Instytutu Neurogenetyki Jedności jest jedynie blogiem, zarchiwizowanym spisem luźnych myśli pisanych językiem, którego najczęściej używam. Blog ten porusza tematy, które stoją na pograniczu nauki lub całkowicie tę granicę przekraczają. Nie oznacza to jednak, że podaje wiadomości nieprawdziwe. Nauka w obecnych czasach to pojęcie bardzo szerokie i niestety w wielu kręgach skostniałe. Niektóre teorie nie zmieniają się tylko dlatego, że naukowa starszyzna nie ma odwagi przyznać się do błędu, bo to wymagałoby zbyt wielu zmian. Najlepszym tego przykładem są ciągłe szykanowania fitoterapii, homeopatii, medycyny energetycznej, czy zaawansowanych teorii z zakresu fizyki kwantowej i geometrii fraktalnej. Co z tego, że to działa w praktyce, skoro nadal nie znajduje poklasku wśród jednej z renomowanych rad naukowych. Na świecie mamy wystarczającą ilość pacjentów, świadków, czy ludzi nauki, którzy doświadczalnie przekonali się o skuteczności np. starej azjatyckiej sztuki uzdrawiania za pomocą energii. To wystarczy, aby przynajmniej dana metoda mogła być oficjalnie stosowana jako wspomagająca terapia przy wiodącej w jakimś konkretnym schorzeniu. Druga sprawa to używając terminu: "biomagnetyczne implozyjne pole torsyjne o specyfice toroidalnej", mam na myśli pole życia, elektryczny potencjał czynnościowy, którym emanują wszystkie istoty żywe i zostało to już naukowo udowodnione. Oczywiście świat naukowy jest co do tej kwestii nadal absurdalnie podzielony, ale wystarczy podrążyć w fizyce kwantowej, aby przekonać się, że wszystko składa się z energii, a co za tym idzie specyficzne istoty żywe wytwarzają unikalne wzorce energetyczne przypisane swoim cechom gatunkowym. Pod kątem fizyki można nazwać to rezonującym polem morficznym lub morfogenetycznym, które jest charakterystyczne dla każdego żywego mieszkańca Ziemi. Mówimy wówczas o dynamicznym polu zmiennym, gdyż z tej samej energii w rzeczywistości utkane są nawet rzeczy martwe - możemy nazwać je statycznym polem zmiennym. Jest tu z pozoru zauważalna sprzeczność, ale w istocie statyczne i zmienne nie musi się w tym wypadku wykluczać, bowiem nasze "statyczne" postrzeganie rzeczy martwych np. latarni, stołu, czy komputera, jest zdeterminowane przez aktualny zestaw zmysłów, którym dysponujemy. Mózg przetwarza cząsteczki świetlne, dzięki czemu możemy właściwie w naszej fizyczności postrzegać. Atom też statyczny na głębszym poziomie nie jest, obecnie zaawansowane teorie kwantowe zdają się postrzegać atom jako cząstkę elementarną z mini-czarną dziurą (osobliwością) w centrum. Ciekawie przedstawiał to Dr Konstantin Korotkov, któremu udało się opracować system rejestrujący pole życia, pole auryczne a także mierzący jego natężenie. Wyniki tych badań są bardzo ciekawe i polecam im się przyjrzeć. W tej kwestii wybór ścieżki naukowej, którą chce się podążać jest już wolny dla każdego człowieka: które badania naukowe i teorie wybierze. Ja zwyczajnie opieram się na bardziej otwartej nauce, której nie straszne jest zapuszczanie w rejony, gdzie logika zaczyna się gubić. Mam tu na myśli  przykładowo fantastyczne próby ogarnięcia przez fizyków zjawiska czarnej dziury i jej mechaniki lub udana kuracja nowotworu za pomocą szamańskich praktyk leczniczych rdzennej ludności Amazonii. Takie zjawiska mają miejsce tuż obok nas, ale trzeba mieć zapał, aby po nie sięgnąć. Można przekonać się o tym osobiście, poświęcając swój czas, niejednokrotnie ryzykując własnym życiem, zapuścić się w głęboki busz i zbadać ten temat. Tym sposobem jesteśmy w stanie obiektywnie spojrzeć na szamańską medycynę tropikalną. Empiryzm jest w tej materii niezbędny, bo co innego czytać o tym w internecie i książkach, a zobaczyć na własne oczy, jak człowiek może zostać wyleczony tymi metodami z ciężkiego schorzenia.

Rezonans morficzny
Jak już wspomniałem blog Instytutu jest jedynie blogiem Instytutu. Instytut Neurogenetyki Jedności jest częścią większego projektu badawczego i ma za zadanie zajmować się badaniami strukturalnie opartymi o bardzo odważne teorie naukowe, a także praktykę przeprowadzoną do tej pory przez innych badaczy. Jednak strona Instytutu jeszcze nie powstała, w tym momencie jest powoli tworzona, a ten blog jest jedynie luźnym dodatkiem do tego przedsięwzięcia. Moim głównym zajęciem są nauki przyrodnicze, botanika, farmakognozja, etnofarmakologia, neurochemia, czy medycyna ludowa i tropikalna i wkrótce chciałbym uruchomić projekt dotyczący właśnie badań nad roślinami i ich wszechstronnym wykorzystaniem. Z drugiej strony mam wewnętrzną potrzebę pogłębienia eksploracji powyższych dziedzin nauki. Z tego właśnie powodu powstaje Instytut Neurogenetyki Jedności, który zajmie się zaawansowanymi badaniami botanicznymi i nie tylko. Chodzi mi o detekcję biosferycznego rezonansu morficznego i wyniki jego interakcji z biomagnetycznym polem istoty ludzkiej. W tym wypadku będzie chodzić o zbudowanie solidnego mechanizmu pozwalającego ująć w odpowiednio skonstruowanym modelu takie zagadnienia jak: roślinna telepatia, podstawowa zasada unifikująca biosferę, czyli system podtrzymania życia ziemskiego, czy geometria fraktalna w świecie roślin. Każdy podąża swoją ścieżką wiedzy, a moją pasją było spoglądać zawsze dalej niż mówił rozsądek. Dlatego nie boję się wchodzić nawet w rejony naukowego punktu granicznego, przekraczać go lub ocierać się o absurdy tej rzeczywistości. A czym rzeczywistość właściwie jest? Póki co najtęższe głowy razem wzięte starają się rozwikłać ową zagadkę, choć nawet przy tak zwartych intelektualnych siłach, wydaje się to bardzo trudne. Jest też jednocześnie pociągające i daje z każdą kolejną epoką coraz bardziej zdumiewające rezultaty. W świecie biosfery twierdzeniami zaliczającymi się do tej grupy są odważne teorie na temat organizacji praw natury. Jedna z nich mówi, że jedna z prostszych substancji psychodelicznych - dimetylotryptamina (DMT) - silny psychodelik zmieniający stan aktywności mózgu i postrzegania pól energetycznych wokół, może w śladowych ilościach występować we wszystkich roślinach. Człowiek jest w stanie sam syntetyzować DMT w mózgu. Wiele raportów psychofarmakologicznych tej indolowej molekuły jasno stwierdza, że w jakiś zagadkowy sposób dostraja ona ludzką świadomość do częstotliwości, na której operują pola morficzne roślin. Oznacza to, że jesteśmy w stanie wejść w pewien rodzaj komunikacji z rośliną i otrzymać w ten sposób informację płynącą z ich świata. DMT może pełnić w tym procesie rolę klucza do otwarcia lub dostrojenia do zunifikowanego tunelu transkomunikacyjnego, którego rośliny na co dzień używają. W tym wypadku człowiek podłącza swój system nerwowy do takiego tunelu, czerpiąc z niego informacje. Na tym właśnie opiera się do tej pory szamanizm wielu kultur tej planety. To, że rośliny używają takiego rodzaju komunikacji zostało już wielokrotnie wykazane w badaniach naukowych, w których m.in. rośliny doniczkowe były zdolne przekazywać sobie skokowe impulsy elektryczne będąc od siebie znacznie oddalone, jeszcze dobitniej ukazują to badania na drzewach. Jak słusznie zauważył mój znajomy w ostatniej rozmowie, efekt takowej komunikacji będzie również widoczny na plantacji tytoniu, kiedy zarazimy pierwszą z brzegu roślinę wirusem ziemniaka typu Y , po upływie kilku godzin jeden z osobników znajdujący się gdzieś na skraju wielohektarowej plantacji, zaczyna wytwarzać pierwsze przeciwciała. Poza tym dostrajając się do częstotliwości rezonansu morficznego roślin jesteśmy w stanie odbierać informacje wizualno-telepatyczne od konkretnego gatunku, z którym weszliśmy w kontakt. Dzięki takim zależnościom szamani poznawali przeznaczenie medyczne lub magiczne roślin, których przypadkowe skojarzenie równałoby się z wygraniem na loterii. Czasami dostrojenie może odbywać się we śnie, podczas którego jesteśmy w stanie spontanicznie podłączyć się do biosferycznego systemu informacyjnego właśnie za pomocą endogennego DMT lub innych indolowych neuroprzekaźników lub hormonów wytwarzanych podczas spoczynku. Wówczas może nam się przyśnić wyraźny kształt kwiatostanu połączonego z wizją znikających komórek nowotworowych. Po obudzeniu szukamy gatunku zgodnego z tym, co widzieliśmy w śnie - znajdujemy go - badamy... i ze zdumieniem odkrywamy, że to bardzo dobry środek o właściwościach cytotoksycznych i antypodziałowych w stosunku do komórek rakowych. Tego typu "objawienia" zdarzają się często i nie musimy ich kwalifikować do zakładki: "magia, paranormalne, czary-mary", tylko możemy to całkiem zgrabnie wyjaśnić za pomocą mechaniki kwantowej i innych rozbudowanych teorii oraz badań z dziedziny fizyki, czy neurochemii.

Nie ma co się spinać
Piszę tę notkę, aby stworzyć uniwersalną odpowiedź na niektóre pytania przychodzące do mnie w mailach. Nie chce mi się wyjaśniać dlaczego nie podążam ścieżką, która nie uznaje wszechobecnej i emanującej od organizmów żywych i martwych energii lub nie akceptuje ogromnej medycznej wiedzy Indian z Amazonii. Obecnie nauka odważnie wkracza w rejony, których przekroczenie kończyło się kiedyś spaleniem na stosie. Z racji usposobienia wybrałem nieskrępowaną drogę do poznawania i poszerzania wiedzy na tematy natury życia i jest mi z tym dobrze. Nie zamykam się w żadnym poznawczym pudełku, co daje mi zawsze świeży pogląd. Jeśli zajmuje się farmakognozją to podchodzę do niej z twardą metodyką - tam reguły to czysta nauka wypracowana przez wybitnych farmakognostów przez lata. Natomiast poruszając się w tematach manipulacji genetycznej, alternatywnej historii gatunku ludzkiego, czy mechanice świadomości pozwalam sobie na odważne łączenie ze sobą wielu różnych punktów widzenia - teorii i praktyki, z czego ta ostatnia jest rzecz jasna najważniejsza. Mam do tego święte prawo, a daje mi je fizyka kwantowa i geometria fraktalna, która pokazuje nam w jak wielu dogmatach dotyczących zasad funkcjonowania naszej rzeczywistości, Wszechświata zamknęliśmy się. Prowadziłem też badania w terenie i doświadczyłem wielu, wydawać się może, nieprawdopodobnych zjawisk, kłócących się z logicznym rozumiem, stąd nie mam kompleksów w zamieszczaniu notek, które komuś zakrawają o absurd.

ZEN w praktyce
Na zakończenie kilka komentarzy na temat ostatnich wydarzeń. Tsunami w Japonii wywołało poważne szkody dla tego kraju i nie tylko. Awaria reaktora w elektrowni atomowej pokazała, że z tego typu poborem energii związane jest spore ryzyko. Wiele osób obawia się skażenia radioaktywnego na terenie swego zamieszkania. Mam kilka rad, które powinny pomóc. Przede wszystkim stosujmy więcej naturalnych antyoksydantów i prowadźmy zdrowy styl życia i odpowiednią dietę. Dodatkowo istotnym wsparciem będzie praca z energetyką swojego ciała. Codziennie powinniśmy wyciszać się i w stanie relaksacji "obmywać" całe ciało kojącą energią punktu zerowego, nieskończoności. Dla tych, którzy nie wiedzą jeszcze do końca o co w tym chodzi, wystarczy wizualizacja czystej energii spajającej każdy atom i przenikającej wszystko co istnieje. Proces ten polega na fraktalnej koherencji z esencją życia. Jego koncept opiera się na wielu badaniach wymiarów niefizycznych. Jedną z placówek, która od lat eksploruje inne wymiary egzystencji jest Insytut Monroe'a, w którym naturalnie indukuje się stan transowy umożliwiający eksplorację różnych częstotliwości energetycznych. Wiedza zdobyta przez pracowników instytutu w prowadzonych eksperymentach skłania ku ciekawym wnioskom na temat struktury rzeczywistości. Na głębszych poziomach ochotnicy kilku projektów badawczych TMI, docierali do rdzenia swojej ziemskiej egzystencji. Wyglądało to jak duży dysk, od którego wychodziły nitki zakończone sondami. Przy dokładnych oględzinach Dysku okazywało się, że jest on czymś w rodzaju zbiorowej świadomości istot zgodnych z pewnego typu profilem energetycznym. Sondy to po prostu zindywidualizowane grupy istot, niejako zanurzone w doświadczeniu Kreacji na różnym poziomie np. każdy człowiek jest sondą Dysku - posiadającą całkowicie unikalne cechy i wolną wolę. Z kolei Dysk jest sondą i częścią jeszcze większego Dysku, który z kolei jest sondą jeszcze większego i tak dalej. Im głębiej wchodzimy, tym lepiej uchwycić możemy, co od zarania praktyk szamańskich, mistycznych, duchowych, religijnych próbowano przekazać nam o Wyższej Jaźni, Opiekunach, Przewodnikach, Inspekach: wszyscy są istotami posiadającymi w podstawie tę samą esencję, która podtrzymuje wszystkie istoty żywe. Wszystko jest Jednością doświadczającą swojej nieskończonej różnorodności na wszystkie możliwe sposoby. My jesteśmy częścią tego samoorganizującego się gobelinu życia i nic ani nikt nie jest w stanie odebrać nam wolności i doświadczania błogostanu. Doświadczaniem rdzenia świadomości nieskończoności zajmuje się również ZEN, który trafnie definiuje to, co mam na myśli... mianowicie: rzeczy są jakie są, energia permanentnie krąży, czas nie istnieje, trawa jest zielona, niebo jest niebieskie. Wszystko dzieje się w jednym MOMENCIE zatopionym w samostwarzającym oceanie życia. Krzesło, drzewo, budynek to Jedność przebrana za krzesło, drzewo, budynek. Po oświeceniu nie zmienia się nic, jedynie postrzeganie wszystkiego z perspektywy nieskończoności, stąd powiedzenie: przed oświeceniem nosić drewno, po oświeceniu nosić drewno. W każdej czynności odnajdujemy zabawę Jedności z nami i nas z Jednością. ZEN polega na zatopieniu się w płynnym ruchu natury i zostawienie go bez zbędnego komentarza. Wewnętrzny spokój i samoistne doświadczanie Kreacji.  

20110117

Etnofarmakologia i dopalacze

Ostatnio dość głośno zrobiło się na temat dopalaczy i skomasowanej akcji przeciwko sklepom z produktami kolekcjonerskimi. Pomyślałem, że warto zabrać głos w tej sprawie, bo jest kilka ciekawych kwestii do dodania. Przeglądając asortyment Dopalaczy zauważyłem, że oferują zarówno syntetyczne stymulanty, jak i mieszanki ziołowe, które wywołać mają odpowiedni efekt. Nie jest do końca znany skład chemiczny tych substancji, gdyż nie ma komu zapłacić za ich dokładniejsze badania. Z tego co czytałem w laboratoriach policyjnych wykryto w nich takie związki jak rtęć, aluminium i syntetyczne kannabinoidy, ale w kontekście zmasowanej nagonki nie wiadomo czy można w pełni wierzyć tym oświadczeniom. Nie mniej pewne jest, że do produkcji stymulantów i mieszanek ziołowych używane są autorskie rozwiązania chemiczne, co w praktyce oznacza niejasny skład chemiczny. Zaraz zajmiemy się chemią dopalaczy nieco szerzej, ale najpierw należy zaznaczyć, że cała afera związana z nimi zapewne odbije się negatywnie na ogólnym postrzeganiu fitoterapii i roślin, które mogą być używane w lecznictwie wykazując biologiczną aktywność w kierunku wielu schorzeń organizmu ludzkiego. Delegalizuje się coraz więcej cennych roślin leczniczych na fali walki z dopalaczami i narkotykami. Obecna afera "kolekcjonerska" przystawi kolejną cegiełkę w zakazywaniu innych naturalnych środków, które można by wykorzystać w lecznictwie. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość społeczeństwa nawet nie wie czym są substancje odurzające, narkotyki i czym jest etnofarmakologia. W efekcie mamy masowe niedoinformowanie, co często powoduje nieporozumienia i szufladkowanie surowców roślinnych, wykorzystywanych w sztukach medycznych od tysięcy lat, jako niebezpiecznych dla zdrowia substancji psychoaktywnych.

Chemia dopalaczy
Osobiście podchodzę sceptycznie do sklepów z dopalaczami, gdyż przede wszystkim mamy sporo niejasności w ich składzie chemicznym. Na szczęście niektóre związki czynne zostały już ustalone i możemy na podstawie tych danych przeprowadzić małą analizę produktów z sieci popularnych sklepów. Zacznijmy od mieszanek ziołowych. Jest ich wiele i występują w różnych kombinacjach. W ich skład wchodzą rośliny z całego świata. Sęk w tym, że w wielu przypadkach są one łączone ze sobą tylko po to, aby zwiększyć działanie na ośrodkowy układ nerwowy. Efektem tego jest często chaos w głowie, utrata kontroli nad ciałem i problemy z utrzymaniem uwagi, koncentracji. Substancje czynne owszem mogą działać względem siebie synergicznie, ale nie dzieje się tak zawsze i nie można łączyć ze sobą wielu różnych alkaloidów, gdyż nie po to natura rozesłała te rośliny po różnych zakątkach globu, aby człowiek w niekontrolowany sposób je ze sobą łączył. Często osobno owe rośliny miały określone ludowe czy rytualne zastosowanie i zapoznając się wnikliwie z ich biochemią pewnie można by niektóre z nich połączyć, ale w mieszankach ziołowych oferowanych w sklepach kolekcjonerskich znajduje się nawet do 10 różnych roślin i wszystkie słabiej lub silniej oddziałują na ośrodkowy układ nerwowy, co daje miszmasz nieprzeciętny.

Pół biedy jeśli sprzedawane zioła składają się z pojedynczego surowca o jasnym działaniu farmakologicznym. Martwiłbym się bardziej o syntetyczne dodatki do mieszanek składających się już z kilku komponentów roślinnych. W wielu mieszankach stosowano swego czasu syntetyczne kannabinoidy. Obecnie stały się one nielegalne, ale przyjrzyjmy się im chwilkę. Po raz pierwszy zsyntetyzował je chemik Dr John W. Huffman. Występują one pod nazwą JWH-018, JWH-073 i inne. Od delta-9-tetrahydrokannabinolu (czyli THC - związku aktywnego występującego w konopiach indyjskich) różni się przede wszystkim mocą działania. Przykładowo JWH-018 (naftalen-1-ylo(1-pentylindol-3-ylo)metanon; C24H23NO) jest pełnym agonistą receptorów kannabinoidowych CB1 i CB2 (THC jest jedynie częściowym agonistą), co oznacza że ma znacznie silniejsze działanie w porównaniu z konopiami indyjskimi. JWH-018, podobnie jak inne syntetyczne kannabinoidy, działa pięć razy mocniej na receptor CB1 niż THC. Skutki przedawkowania mogą być groźne dla zdrowia, a i ustawiczne przyjmowanie surowca, którego działanie nie zostało jeszcze dobrze zbadane na ludziach, może przysporzyć problemów zdrowotnych. Z racji mocy syntetyków nasilą one cielesne efekty przyjęcia tradycyjnego THC z rośliny tj. znaczny wzrost ciśnienia krwi, dreszcze, rozluźnienie mięśni i inne. Nie oznacza to również, że JWH pozwoli na znacznie głębsze wglądy i silniejsze doświadczenia transcendentalne. Na pewno będą one inne, ale niekoniecznie wartościowsze. Kannabinoidy po przyłączeniu się do receptorów CB1 hamują uwalnianie jonów wapnia z płynu zewnątrzkomórkowego do cytoplazmy, a także hamują cykliczne AMP, czyli organiczne związki nukleotydowe biorące udział w transdukcji sygnału. Oznacza to, że organizm wykorzystuje cykliczne adenozynomonofosforany jako pobudzacz receptorów błonowych komórki, co prowadzi do włączenia enzymu cyklazy adenylowej, która tworzy cykliczne związki z ATP (adenozynotrifosrofanu - będącego nośnikiem energii komórkowej). Zatem kannabinoidy po przyłączeniu do receptorów CB1 i CB2 przez zahamowanie cAMP sprawiają, że w organizmie dochodzi do zmian w uwalnianiu hormonów i neuroprzekaźników. Przyjmując kannabinoid roślinny następuje więc częściowy agonizm, co umożliwia większą kontrolę nad zmianami w procesach odbioru rzeczywistości. W przypadku syntetycznych JWH mamy do czynienia z twardą farmakologiczną akcją, która nie pozostawia ich aplikatorom większego wyboru, dając bilet na szybką, chemiczną przejażdżkę bez trzymanki, co w niektórych przypadkach powoduje trwałe zmiany w odbiorze percepcyjnym otaczającego świata. Należy dodać, że wielu użytkowników dopalaczy nie miało na takowe zmiany większego wpływu, przez co przyjmując mocniejsze mieszanki łatwo było o tzw. bad tripa, czyli "złą podróż" - stan anomalny odbioru rzeczywistości, w którym rośnie w nas poczucie strachu, zagrożenia, urojeń na tle fizjologicznym, poczucia opuszczania ciała, umierania itp. Sam John W. Huffman na całą aferę związaną z delegalizacją jego syntetycznych odmian THC zareagował słowami: "Ludzie muszą być bardzo głupi jeśli używają tych substancji" i "Jeśli idziesz gdzieś i płacisz czterdzieści dolarów za liście zawierające nieznane substancje paląc je, to nie jesteś odpowiedzialną osobą. To jak gra w rosyjską ruletkę". Syntetyczne kannabinoidy zostały stworzone w celach naukowych i były testowane na zwierzętach. Pierwsze ludzkie próby na większą skalę odbyły się więc za pośrednictwem użytkowników różnej maści dopalaczy. To jak skończył się ten eksperyment można ocenić po efektach ubocznych, które zaczęły wychodzić przy ustawicznym przyjmowaniu substancji lub jej przedawkowaniu. Pełny agonizm CB1 oznacza, że taki związek będzie miał o wiele większy wpływ na inhibicje transmisji GABA niż THC a to z kolei oznacza, że może wywołać nasilone stany niepokoju, zespołu niespokojnych nóg, konwulsji, ataków padaczkowych, a nawet spowodować śmierć. W sklepach z dopalaczami dostępnych było wiele mieszanek ziołowych typu "Spice", które zawierały JWH-018, JWH-073 i inne syntetyczne ligandy kannabinoidowe.

 Syntetyczny kannabinoid JWH-018 i jego pokrewni chemicznie koledzy byli składnikiem wielu mieszanek sklepów kolekcjonerskich

Innym typem substancji obecnych w mieszankach ziołowych był Cannabicyclohexanol - (C8)-CP 47,497, czyli homolog syntetycznego związku CP 47,497 agonizującego receptor CB1. Jest on o wiele bardziej aktywny niż macierzysta substancja, sprawiając, że to jeden z najmocniejszych syntetycznych kannabinoidów, podobnie jak HU-210 (1,1-dimethylheptyl- 11-hydroxytetrahydrocannabinol), który jest od 100 do 800 razy bardziej aktywny niż THC z konopii. HU-210 posiada charakterystykę wszystkich aktywności kannabinoidowych, wraz z jego ujemnym enancjomerem HU-211 (nieaktywny jako kannabinoid, ale aktywny jako antagonista receptorów NMDA, działa neuroprotekcyjnie). Dzięki temu lustrzane związki znalazły zastosowanie w leczeniu choroby Alzheimera. HU-210 został wykryty w mieszance "Spice Gold".

Benzylopiperazyna - syntetyczny stymulant działają słabiej niż amfetamina, czy kokaina, ale powodują więcej skutków ubocznych

Obok mieszanek ziołowych na półkach sklepowych można było znaleźć też syntetyczne stymulanty w postaci pigułek lub kapsułek wywierających działanie podobne do amfetaminy, kokainy lub MDMA. W ich skład wchodzą takie substancje jak: TFMPP (Trifluorometylofenylpiperazyna), BZP-N (N-benzylopiperazyna), czy 4-MMC (mefedron, 4-metylometakatynon). Dwa pierwsze związki najczęściej łączy się ze sobą, a po podaniu doustnym, wziewnym lub dożylnym działają około dziesięciokrotnie słabiej niż amfetamina. W porównaniu do pochodnych fenyloetyloaminy, piperazyny powodują więcej skutków ubocznych, do których zaliczyć można: wymioty, torsje, dezorientację, kołatanie serca, drgawki, podniesienie temperatury ciała, psychozy, rozdrażnienie, czy bóle głowy. Substancje te są póki co niedostatecznie zbadane, stąd ciężko stwierdzić czy uzależniają fizycznie. Jak to z syntetycznymi stymulantami jednak bywa ich ustawiczne przyjmowanie może być niebezpieczne w skutkach. Wielokrotne pobudzanie organizmu zużywa rezerwy ważnych hormonów i neuroprzekaźników, co po jakimś czasie może zaburzyć naszą neuronalną gospodarkę. Skutkuje to niedoborem endogennych substancji empatogennych, stymulujących i antydepresyjnych. W efekcie człowiek traci kontrolę nad stanem emocjonalnym i wymaga hospitalizacji lub leczenia psychiatrycznego, rzecz jasna dotyczy to skrajnych przypadków. Osobiście odradzałbym wszelkie syntetyczne stymulanty, ponieważ działanie na podwyższonych obrotach może łatwo wciągnąć, a skutki eksploatowania układu nerwowego i fizjologii organizmu, mogą łatwo zamienić euforię na stany psychotyczne, depresyjne, dołączając do tego zdrowotne skutki uboczne stosowania piperazyn. Z kolei mefedron to pochodna katynonu, empatogen imitujący kokainę, amfetaminę i jej pochodne. Jeszcze w 2009 roku był to jeden z popularniejszych tzw. "ulicznych dragów" w Wielkiej Brytanii. Później stał się nielegalny w całej Unii Europejskiej. Jego działanie oscyluje w zakresie stymulantu, empatogenu, euforyzatora. Użytkownicy mefedronu donoszą o efektach podobnych do amfetaminy, czy MDMA, ale słabiej i krócej (ma mniejszą zdolność pokonywania bariery krew-mózg). Przyjmowanie mefedronu przez dłuższy okres czasu może skutkować zaburzeniami rytmu serca, depresją, wahaniami nastroju, uszkodzeniem ośrodka pamięci krótkotrwałej i kilkoma innymi nieprzyjemnymi następstwami. Aktywność farmakologiczna 4-MMC została do tej pory słabo poznana, ale bazując na jego strukturalnych podobieństwach do innych syntetycznych stymulantów, można przypuszczać, że również może wykazywać neurotoksyczność. W asortymencie sklepów kolekcjonerskich na początku ich istnienia do kupienia były psychodeliczne pigułki o nazwie "Chemistry". Produkt szybko zapadł się pod ziemię, a próbując dokopać się do jego składu chemicznego, nie mogłem nic znaleźć. Może ktoś czytający ten artykuł jest w stanie mi pomóc w tym aspekcie. Wówczas prosiłbym o informację na moją skrzynkę elektroniczną. Podejrzewam, że mogły one zawierać DPT (dipropylotryptamina - związek przypominający DMT, ale z grupą propylową zamiast metylowej. Aktywna przy podaniu doustnym), ale nie jestem tego pewien.

Konkluzja
Jaka jest wobec tego ostateczna konkluzja powyższego tekstu. Pisząc go chciałem wyraźnie zaznaczyć, że istnieją dopalacze oraz surowce farmakognostyczne stosowane w fitoterapii, a także substancje izolowane z poszczególnych roślin, mające duży potencjał medyczny. Nie można wszystkiego pakować do jednego wora i zakazywać surowca, tylko dlatego, że był on składnikiem dopalaczowej mieszanki lub sprzedawano ją osobno w tego typu sklepach. Niepoważni są ludzie nakładający przepisy zakazujące np. roślin pomagających w zasypianiu (Calea zacatechichi), działających antydepresyjnie i detoksykująco (Banisteriopsis Caapi), wspomagających leczenie uzależnień od opiatów (Mitragyna speciosa), czy mające olbrzymi potencjał terapeutyczny i poznawczy (Salvia divinorum). Jednocześnie sklepy z dopalaczami mocno zaszkodziły i tak już zniekształconym poglądom społecznym na rośliny lecznicze. By zrozumieć istotę problemu niezbędna jest wiedza z zakresu etnofarmakologii. To nauka zajmująca się badaniem leczniczego, twórczego i psychologicznego wpływu substancji czynnych zawartych w roślinach oddziałujących na percepcję człowieka oraz rzecz jasna głębokie studia nad ich aktywnością farmakologiczną. Na zachodzie etnofarmakologia w ostatnim czasie posunęła się znacznie do przodu, dzięki czemu kolejne badania potwierdzają bezsprzeczną skuteczność roślin halucynogennych w leczeniu wielu schorzeń, tak natury fizjologicznej, jak i psychicznej. Nasze ciało jest siedliskiem złożonych procesów chemicznych, które warunkują postrzeganie rzeczywistości. Sami w sobie jesteśmy workiem potężnych substancji psychoaktywnych, które regulują stany emocjonalne (serotonina), kondycję psychofizyczną (dopamina, anandamid, kwas gamma-aminomasłowy), biorą udział w chemii miłości (fenyloetyloamina, oksytocyna), umożliwiają zapamiętywanie i uczenie (acetylocholina, kwas glutaminowy), regulują stan snu (melatonina), syntetyzują w dimetylotryptaminę powodując doznania mistyczne, przekraczanie barier wymiarowych i czasoprzestrzennych. Posiadamy olbrzymią ilość różnej maści receptorów, które umożliwiają transfer neuroprzekaźników między synapsami i neuronami - nasze ciało jest więc automatycznym chemicznym laboratorium, które samo w sobie ma wszelkie możliwe narzędzia, aby wytworzyć aktywność farmakologiczną niemal każdego typu. Rośliny zawierające substancje strukturalnie pokrewne lub identyczne, jak nasze endogenne chemikalia, będą więc bardzo skutecznymi środkami leczniczymi. W ten sposób najskuteczniejsze w leczeniu uzależnień są surowce będące inhibitorami receptorów serotoninowych, poprawiające absorpcję serotoniny, a także powodujące zmiany percepcyjne. Dlatego afrykańska iboga (Tabernanthe iboga i jej składnik czynny - ibogaina), południowoamerykańska Ayahuasca, czy nasze halucynogenne grzybki (Psilocibe semilanceata) są z powodzeniem wykorzystywane do leczenia nawet najcięższych przypadków uzależnień narkotykowych. Jednocześnie surowce zawierające substancje zwiększające lub regulujące poziomy serotoniny, dopaminy, a także posiadające dimetylotryptaminę lub pochodne fenyloetyloaminy (m.in. meskalina w Peyotlu lub katynon w czuwaliczce jadalnej) są przez naukowców stosowane w terapiach nowotworowych. Zarówno jako środek wiodący, jak też wspomagający. To tylko kropla w morzu złożonej tematyki, jaką jest wykorzystywanie medyczne i terapeutyczne roślin psychoaktywnych. Nie możemy do wszystkich przyczepiać etykietek narkotyku, bo najpierw generatorem substancji odurzających powinniśmy nazwać nasz mózg, a każdy człowiek z osobna jest w świetle dzisiejszego prawa nielegalny. Przez zaściankowość i iluzoryczne uprzedzenia blokujemy rozwój badań nad tymi środkami i być może zaprzepaszczamy szansę na wprowadzenie rewolucyjnych rozwiązań medycznych. Z zachodu docierają raporty o udanych kuracjach różnego typu nowotworów, dramatycznej poprawie jakości życia, kondycji psychofizycznej osób, które przyjmowały rośliny halucynogenne, posiadające niezwykłe rytualne rodowody etnobotaniczne. Należy też pamiętać, że halucynogen (enteogen) jest rośliną leczniczą i powinien być stosowany w ścisłych dawkach, odpowiednich warunkach i w przypadku konkretnego zapotrzebowania. Rekreacyjne nadużywanie takowych substancji jest niepoważne i może zemścić się w postaci problemów neurologicznych i fizjologicznych. Aczkolwiek nie możemy człowiekowi odbierać prawa do spojrzenia na rzeczywistość z innej perspektywy, zwłaszcza, że zachowując pewne eksperymentalne normy bywa to bardzo pomocne w kontekście uzyskania ważnych odpowiedzi i rozwiązań dotyczących życia danej jednostki. Jeśli podchodzisz do współpracy z rośliną, tak jakbyś rozpoczynał fizyczną i elementarną znajomość, to uzyskana przyjaźń, nić porozumienia będzie bardzo specyficzna. Wierzę i podzielam pogląd innych naukowców, że każda roślina posiada otaczające ją pole torsyjne, elektryczne pole życia, które generuje pulsacyjne fale tworząc kodowane szlaki morfogenetyczne. Wchodząc więc w znajomość z rośliną rytualną, halucynogenną, trzeba liczyć się z doświadczeniem podłączenia percepcji przez portal transkomunikacyjny między rośliną i światem zewnętrznym, w tym wypadku człowiekiem próbującym nawiązać z nią kontakt. Istota ludzka poprzez układ nerwowy przerabia język chemii wysłanej z surowca na język umysłu i w ten sposób doświadcza stanów wizyjnych, transowych i innych zależnych od aktywności farmakologicznej składników czynnych. Przykładowo stosowany od tysiącleci magiczny napój Ayahuasca (Yage, CaapiYaje, Natem, Hoasca, La purga, z języka Quechua: Liana Dusz, Pnącze duchów) będący jednym z głównych narzędzi rytualnych południowoamerykańskiego szamanizmu, potrafi indukować bardzo głębokie doświadczenia trasnowo-wizyjne. Raporty z badań psychofarmakologicznych wywaru potwierdzają doniesienia, że Yage potrafi przenosić świadomość na granicę życia i śmierci, a także do wielowymiarowej rzeczywistości pośmiertnej. Napój składa się z wielu składników z czego głównymi są: inhibitor MAO i roślina zawierająca DMT (dimetylotryptamina). W niskiej selvie (dżungli) Ameryki Południowej najczęściej spotyka się recepturę: pnącze Banisteriopsis Caapi jako inhibitor MAO/alkaloidy harminowe + Psychotria viridis/Chakruna, Chakropanga/ lub Diplopterys cabrerana /Chaliponga/, zawierające DMT, rzadziej inne gatunki Psychotrii np. Psychotria leiocarpa, P. cathaginesis. Przyrządzony wywar posiada aktywny oralnie alkaloid - dimetylotryptaminę. Studium na jej temat lada dzień powinno być dostępne w polskim języku, bowiem ktoś wreszcie zdecydował się na wydanie w Polsce fascynującej książki Dr Ricka Strassmana pt. "DMT: The Spirit Molecule" (DMT: Molekuła Duszy). Ten wybitny psychiatra przeprowadził dotowany przez państwo eksperyment naukowy polegający na podaniu wolontariuszom w laboratoryjnych warunkach, czystej dimetylotryptaminy drogą wziewną lub pozajelitową.  Badania potwierdziły słuszność szamańskich tradycji uważających, że Aya umożliwia kontakt z przodkami i niewidzialnymi światami energii. Wolontariusze doświadczali powtarzalnych kontaktów z obcymi cywilizacjami, bytami międzywymiarowymi oraz dotykali rejonów będących zaczątkiem znanej nam materii. Nic w tym dziwnego skoro dimetylotryptamina może być łatwo syntetyzowana w ludzkim mózgu. Dr Strassman wiąże DMT z szyszynką. Wystarczą proste enzymatyczne kroki, aby molekuła zaistniała w mózgu - w jaki sposób? Dimetylotryptamina to jedna z najprostszych i zarazem najmocniejszych substancji psychodelicznych. Neurochemicznie jest zaledwie dwa kroki od tryptofanu (prekursor melatoniny i serotoniny, aminokwas występujący we wszystkich organizmach żywych) i koncept tego procesu wygląda mniej więcej tak: jest enzym, który usuwa z aminokwasu grupę kwasową tworząc aminę, a kolejny enzym dołącza dwie grupy metylowe. Mamy więc tryptofan -> tryptaminę -> a następnie dimetylotryptaminę. Owe enzymy są również podstawowe i większość organizmów je posiada. Już od starożytności szyszynka uznawana była za most, portal łączący rzeczywistość fizyczną z głębszą elementarną, wielowymiarową. Prawdopodobnie ma to duży związek z DMT i procesem śmierci. Kiedy umieramy w naszych ciałach ma miejsce neuronalna burza, gruczoły syntetyzują duże ilości psychoaktywnych endogennych substancji, a co za tym idzie uwalniana jest najsilniejsza z nich: dimetylotryptamina. Przyjmując Ayahuascę zwiększamy koncentrację tej molekuły w mózgu i przechodzimy coś w rodzaju biochemicznej symulacji śmierci. Dlaczego by tak nie wyjrzeć poza kurtynę, wrócić i przełożyć zdobytą wiedzę w praktykę fizyczną?  W końcu każdy z nas umrze, czy tego chce czy nie. Jeśli ktoś ma taką ochotę, nie powinniśmy mu tego zabraniać. Wiele osób tak robi i tego typu doświadczenia graniczne mają później niebagatelny wpływ na  tworzoną przez nich sztukę, odkrycia naukowe, czy poprawę kondycji psychofizycznej. Francuscy lekarze pracujący w amazońskiej klinice Takiwasi używają Ayahuasci jako głównego narzędzia w leczeniu ciężkich uzależnień narkotykowych i mają świetne wyniki. Jako ciekawostkę dodam, że legendarna soma mogła być rośliną lub roślinami zawierającymi takie same składniki, jak Aya. W końcu w naturze mamy bardzo wiele inhibitorów MAO i roślin z DMT (odkryto ponad 200, ale istnieją przypuszczenia, że śladowe ilości dimetylotryptaminy mogą występować w każdej roślinie).

Ayahuasca przez szamanów Ameryki Południowej stosowana jest do diagnostyki molekularnej, a także głębokiego oczyszczenia cielesnego i duchowego

W profilaktyce i samym leczeniu przeciwnowotworowym wykorzystać możemy substancje chemiczne występujące w surowcach rosnących lub dostępnych w Polsce. Mam tu na myśli psylocynę (3-(2-dimetyloaminoetylo)-4-hydroksyindol), która defosforyzuje w organizmie z psylocybiny (4-PO-DMT - 4-fosforyloksy-N,N-dimetylotryptamina). Komponent ten występuje m.in. w grzybkach z gatunku Psilocibe i ma już potwierdzone działanie cytostatyczne i antypodziałowe w stosunku do komórek nowotworowych. Naukowcy z Heffter Research Institute uważają psylocynę za bardzo obiecujący i skuteczny środek w leczeniu nowotworu. Z racji strukturalnego pokrewieństwa z dimetylotryptaminą, nie muszę wspominać, że jest to środek halucynogenny, wizyjny, który umożliwia pracę z zakresu autoterapii. Psylocyna jest też agonistą receptorów serotoninowych 5-HT1A i 5-HT2A/2C, co oznacza, że zwiększa koncentrację serotoniny w mózgu. Dodatkowo mogę dodać, że pomocna w leczeniu nowotworów może być też pochodna fenyloetyloaminy - meskalina znajdująca się w kaktusach rodzaju Trichocereus, Lopophora lub Opuntia oraz ich inne składniki czynne, które działając synergicznie zwiększają syntezę dimetylotryptaminy w organizmie, co umożliwia przeżycie czegoś w rodzaju Near Death Experience, co może mieć fundamentalny wpływ na proces leczenia. Kaktusy zawierające meskalinę od dawna używane są przez rdzennych Indian obu Ameryk. Były narzędziem leczniczym, wizyjnym i dywinacyjnym. Pod jego wpływem szamani lub szamanki potrafiły uzyskać odpowiedź na  każde zadane wcześniej pytanie lub leczyć współplemieńców. Używana zewnętrznie leczy bóle reumatoidalne i pomaga w stanach zwyrodnieniowych stawów. Podobnie jak wiele innych enteogenów oddziałuje na receptory serotoninowe, ponadto stymuluje transmisje dopaminergiczną. Wzmacnia transmisje sygnałów w korze przedczołowej, której jednym z zadań jest operowanie pamięcią roboczą. Osoby badające aktywność neurochemiczną meskaliny raportowały o znacznie polepszonej zdolności do wydobywania engramów z pamięci, moim zdaniem jest to wynik oddziaływania substancji na korę przedczołową oraz zwiększenie syntezy DMT, co skutkuje dostępem do morfogenetycznych banków  nieświadomości zbiorowej. Z kolei roślinka o nazwie czuwaliczka jadalna (Catha edulis) jako metabolit wtórny wytwarza alkaloid katynon, który strukturalnie podobny jest do amfetaminy i jej pochodnych, efedryny i katyny. Działa jako naturalny stymulant, znosi zmęczenie, zmniejsza apetyt i wzmaga procesy ruchowe, a także uczenie się i koncentrację. Jednocześnie wykazuje znacznie mniejszą toksyczność niż amfetamina i MDMA, a także sklasyfikowany jest jako środek, którym ciężko się uzależnić. Podobnie jest z liśćmi koki. Syntetyczna kokaina jest niszcząca dla organizmu przy dłuższym używaniu. Liście kokainowca za to mogą być spokojnie używane od czasu do czasu jako zamiennik kawy lub ostrokrzewu paragwajskiego. Indianie żują liście kiedy mają coś ważnego do zrobienia np. polowanie lub pracę wymagającą większego wysiłku. Oczywiście nie można ich nadużywać, ale umiarkowane stosowanie będzie mniej szkodliwe niż kawa. Jak wiemy kofeina przy ustawicznym przyjmowaniu działa depresyjnie, jest szkodliwa dla serca i może wywołać konwulsje. Wspomniana wyżej efedryna jest naturalnym stymulantem występującym w roślinach rodzaju prześl (Ephedra sinica, Ephedra equisetina, Ephedra distachya) oraz w cisie (Taxus baccata). Obok zwiększenia koncentracji i uwagi, efedryna pomaga w zatokowym nieżycie nosa, rozszerzając przewody zatokowe i sprawiając, że substancja farmakologiczna (np. kropelki do nosa z azotanem srebra i olejkiem cedrowym) dotrą do celu. Dodam coś jeszcze o ibogainie - to główny alkaloid  z grupy indoli krzewów z gatunku Tabernanthe, występujących w Afryce. Ibogaina posiada ogromny potencjał w leczeniu uzależnień narkotykowych. Chemicznie została zakwalifikowana do tryptamin - analog  melatoniny. Strukturalnie podobna jest do harmaliny. W małych dawkach działa stymulująco, wzmaga czujność i koncentrację, a także redukuje głód, pragnienie i zmęczenie - co ciekawe w przeciwieństwie do amfetaminy czy kokainy, nie eksploatuje organizmu, działa na inne receptory i nie wykazuje neurotoksyczności, ani w żadnym wypadku uzależnienia fizycznego. W większych dawkach (około 3mg/kg) wywołuje intensywny stan transu, w którym możliwe jest holistyczne postrzeganie własnej osoby, łącznie z psychologicznymi powiązaniami z rzeczywistością. Użytkownik przyjmujący ibogę otrzymuje dostęp do swojej pamięci,  wypartych wspomnień, dzięki czemu może postrzegać je jako dowolnie modulowalny film, w którym przeglądamy swoje dotychczasowe związki ze światem fizycznym, ale bez bagażu emocjonalnego. Taki stan rzeczy umożliwia jasną i klarowną ocenę samego siebie, co składa się na ważne narzędzie w wykonywaniu autoterapii np. w rozwiązaniu i namierzeniu przyczyn sięgnięcia po narkotyk. Często ibogę określa się  jako środek "budzący sny" oraz "eksplorator wymiarów sennych". Przez gabońskie plemię Bwiti używana jest w rytuale śmierci i odrodzenia, w którym osoba inicjowana poznaje mechanizm kreowania związków przyczynowo-skutkowych i daje głębokiego nura do rdzenia swej osobowości. Będąc w Ameryce Południowej napotkałem pewnego dnia na podróżnika, członka UDV (oficjalny kościół używający Ayahuasci jako sakramentu), który przeżył takową inicjację w Gabonie. Mówił, że to doświadczenie tak głębokie, że zmienia całe życie. Miły Irlandczyk opisał rytuał jako doświadczenie zarówno piekła i nieba ludzkiego umysłu. Mógłbym tak jeszcze pisać i pisać, bowiem  liczba związków chemicznych w roślinach jest przeogromna i wiele z nich to stymulanty, halucynogeny, empatogeny, które z powodzeniem stosuje się w medycynie.

Słowa końcowe
Za postrzeganie przez nas rzeczywistości odpowiadają endogenne psychoaktywne substancje w postaci hormonów, neuroprzekaźników syntetyzowane w mózgu każdego człowieka. Odbieranie świata zależy od chemicznych interakcji w układzie nerwowym biorących swój początek w interpretacji przez neurony cząstek świetlnych - fotonów bombardujących siatkówkę oka. Według tego wzorca przebywanie w specyficznym otoczeniu, wystawianie się na działanie różnych urządzeń oraz wykonywanie powtarzalnych czynności, ma fundamentalny wpływ na determinowanie relacji ze światem zewnętrznym. Zakładając hipotetycznie, że ludzkość została drogą manipulacji genetycznej pozbawiona umiejętności wykorzystywania pełni potencjału mózgu i DNA, to stan naszej codziennej, normalnej aktywności jest w tym układzie mocno wybrakowanym wycinkiem realnej rzeczywistości. W istocie niektórzy genetycy i badacze alchemii zauważają, że na człowieka nałożonych zostało szereg blokad uniemożliwiających sterowanie własnym DNA. Wobec tego rośliny zawierające substancje czynne pozwalające na kontrolowanie chemicznej gospodarki organizmu lub po prostu uzyskanie dostępu do szerszego pasma informacji, mogą mieć bardzo ważne znaczenie w życiu każdego człowieka. Są bowiem szansą na wyzwolenie się spod blokad genetycznych i odkrywanie zakrytych przed nami możliwości umysłu, DNA, czy mechanizmów rządzących Wszechświatem. Wspomniałem, że mózg dysponuje arsenałem pozwalającym na indukcję niemal dowolnej aktywności farmakologicznej. Dlatego równie skuteczne jak specyficzne rośliny będą też naturalne techniki balansujące i stymulujące określone receptory lub gruczoły. Mam tu na myśli sprawdzone metody relaksacji, medytacji lub wspomagania dźwiękowego, które wywołują efekty podobne lub identyczne, co enteogeny. Dlaczego zakazuje się tak ważnych z medycznego punktu widzenia roślin? Odpowiedź jest bardzo prosta: po pierwsze mamy lobby farmaceutyczne, po drugie nie po to architekci systemu tak pieczołowicie przymulają ludzkość, aby ta miała się wybudzać z transu materializmu substancjami psychodelicznymi - pokazującymi, że ponad wąskim pasmem poblokowanych pięciu zmysłów, istnieją złożone światy i inne płaszczyzny rozumienia. Właśnie z tego powodu najgroźniejsze narkotyki są legalne i szeroko rozpowszechnione w ludzkiej kulturze.  Alkohol i papierosy są przyczyną niepoliczalnie większej liczby patologii, chorób, wypadków niż wszystkie psychodeliki razem wzięte. Poza tym jeszcze groźniejszymi niż powyższe jest powodująca frustrację praca, programy puszczane w telewizji, czy fatalna organizacja edukacji na każdym szczeblu. Jeśli ktoś wykonuje pracę, której nie cierpi, to szybciej zachoruje lub popadnie w posłuszne życiowe zobojętnienie, niż uzależni się od jakiejś rośliny. Sklepy z dopalaczami wyrządziły wielką szkodę szeroko pojętej etnofarmakologii i fitoterapii, z tego też powodu jestem ich przeciwnikiem. Jednocześnie pragnę po prostu zauważyć, że w temacie substancji zmieniających percepcję niezbędna jest edukacja zwykłych obywateli w tym temacie, aby nie powielać papki serwowanej przez mass-media posłuszne elitom.

 Malarska interpretacja jednej z wizji wywołanych przez Ayahuascę

Jednocześnie wszystkie te sklepy kolekcjonerskie i zainteresowanie substancjami zmieniającymi świadomość pokazały, jak bardzo ludzie potrzebują zmiany w życiu, do której dążą poprzez wprawianie się w stany odurzenia, transu lub euforii. System mający dać wolność stał się klatką dla potencjalnie nieograniczonej ekspresji ludzkiej świadomości. Znudzeni jego napędzaniem uciekają od szarej rzeczywistości za pomocą różnych chemicznych związków. W niekontrolowanych warunkach takie eksperymenty stają się często niebezpieczne. Dlatego nie rozumiem dlaczego substancje psychoaktywne i ich wielokierunkowe działanie wciąż są tematem tabu w mediach lub przedmiotem jednostronnych dyskusji. Jeśli jakaś roślina wykazuje konkretne działanie lecznicze, pomaga komuś wziąć swoje życie w garść, rozpalić wewnętrzny płomień pasji,  wyjść z nałogu, to nie powinna być zakazana, a raczej dokładnie zbadana. Tymczasem jest zupełnie na odwrót: zakazuje się kolejnych wartościowych roślin, dyskredytując halucynogeny jako środki lecznicze i tylko pogłębia się niedoinformowanie społeczne i często kiepskie w skutkach samozwańcze eksperymenty chcących zmienić coś w swoim życiu ludzi. Przyczyną takie stanu rzeczy są zmiany na skalę globalną, jakie wywołałyby masowe badania nad terapeutycznym i leczniczym wykorzystaniem roślin zmieniających percepcję, a także na doinformowanie ludzi w jaki sposób działa ich organizm. Przecież tak prostymi środkami można usprawnić na przykład system edukacji, wprowadzając do przedmiotów obowiązkowych lekcje medytacji, relaksacji i głębokiej wiedzy o innych kulturach, roślinach rytualnych i neurochemii.