Od pewnego czasu nic nie publikuję, ponieważ zatopiłem się w morzu codzienności. Coraz częściej doceniam wolny czas i w prostych czynnościach znajduję ukojenie. Pewien mistrz ZEN powiedział kiedyś: "Przed oświeceniem nosić drewno, po oświeceniu nosić drewno". Jakiś czas temu zrozumiałem tą sentencję. Wyszedłem na spacer, niebo mimo późnej jesieni było nasycone błękitem, a promienie słońca pompowały życie w każde źbło trawy, a nawet kamienie. Podążałem małą ścieżką przy opuszczonych torach. Z daleka widziałem rozciągające się pasmo drzew oznajmujące granicę między cywilizacją, a dobrze znanym mi lasem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem na nim postrzępiony wzór chmury. Idealnie wkomponował się w błękit nieba. Nie mogłem oderwać od niego oczu. Kiedyś miałem ciekawą teorię dotyczącą chmur. Kładłem się na świeżej trawie (nie wiem jak wy, ale uwielbiam jej zapach) i wpatrywałem się w najróżniejsze kształty śnieżnych potworów, wolno sunących po nieboskłonie. Co warunkuje ich kształt ? - pomyślałem sobie. Może są to echa życia w całej galaktyce (Wszechświecie ?). Patrzymy na chmury i w rzeczywistości mamy styczność z kalejdoskopem różnorodnych form, istniejących w innych częściach kosmosu. Geometria chmur bazuje na wzorcu galaktycznego życia ? Kto to może wiedzieć... szedłem więc dalej w stronę lasu. Znam go dobrze. Przeżyłem w nim wiele misteriów, zostawiłem sporo śmiechu i jest to moja bezpieczna przystań o każdej porze i każdego dnia. Szedłem wokół wspaniałych drzew przygotowujących się do zimowego snu. Drzew pięknych i całkowicie świadomych naturalnego cyklu przejścia z rozkwitu do leśnego leżakowania. W końcu kto w porównaniu do drzew lepiej zna cykle. Ludzie byli kiedyś bardziej zżyci z naturą, byli skalibrowani z jej kultem, a był to chyba jedyny zdrowy dla ciała i umysłu kult. Później pewni goście zaczęli go personifikować i w ten sposób powstały religie - kajdany dla umysłu i często też ciała. Uważamy siebie za gatunek rozumny, rozwinięty, a daliśmy się zrobić w globalnego balona i ciągle ktoś rżnie nas w dupę i uznajemy to za część naszej rzeczywistości - czyt. normalność.
Stworzyliśmy sztuczny system i sztuczną cywilizację i ktoś chce nam wmówić, że będziemy w tym czymś szczęśliwi. Dostaniemy nagrodę od systemu. Odkąd na stałe odcięliśmy się od natury tracimy szczęście, tracimy pogodę ducha, a to chyba nie jest normalne ? Powstające w nas ciśnienie próbujemy wydalić kosztem innych osób. Szczególnie jeśli widzimy kogoś uśmiechniętego, pogodnego, mającego swoje marzenia - rzygamy na niego swoimi toksynami. Większość ludzi codziennie chodzi do miejsca, którego nienawidzi, tylko po to, aby zebrać pieniężny ekwiwalent, który pozwoli mu funkcjonować w systemie, a w lepszych przypadkach gromadzić materialne zabawki, które dają przecież dozgonne szczęście. Staliśmy się sami dla siebie policją i każdą odmianę traktujemy jak zagrożenie dla matrixa, którego my roboty staramy się za wszelką cenę utrzymać w statusie quo. Czy to nie jest chore ? Obecnie można zaobserować odwrót od religii. Popularność zdobywa religijny ateizm, z którym wielu tak dumnie się obnosi. Ale co to dało ? Zmieniło się coś ? Oczywiście, że nie, bo te osoby często porzucają religię dla bliżej niezidentyfikowanej, nieokreślonej formy kształtującej to co widzimy wokół nas. Religie to kopalnie wiedzy, symboliki i głębszego zrozumienia - wystarczy tylko porzucić dogmatyczne myślenie, ale to przecież nasza domena prawda ? EGO musi mieć stabilny i niezmienny dopływ informacji określający ludzkie poglądy. Reigijny ateizm objawia się najczęściej niedouczeniem, zaprzestaniem jakichkolwiek poszukiwań nas samych. To doskonały przyjaciel systemu. Teraz kiedy odkryłem, że boga nie ma, wszystko jest dziełem przypadku lub nieokreślonej siły, na którą nie mam wpływu - mogę "swobodnie" zatopić się w systemie i wspaniałej nagrodzie jaką dla mnie szykuje.
Jestem marzycielem. Staram się być pogodny i pomagam na pogodę ducha nakierować też innych. Przez ten czas obserwowałem, jak ludzie chchą zabić to w innych. Nawet najbliższe tobie osoby nie mogą często zdzierżyć, że masz marzenia. To przykre, ale oduczamy siebie nawzajem osiągać coś, co gra nam w duszy. Było to dla mnie szczególnie przykre, nie dlatego, że się tym przejmowałem, ale widziałem desperację i tragedię ludzi, którzy to robili. Ja zawsze wiedziałem swoje i dlatego cieszę się z tego co do tej pory przeżyłem. Pozostaje tylko współczuć ludziom, którzy przez ciągłe ciśnienie nie byli w stanie zrealizować swoich marzeń lub po prostu zrobić coś fajnego z przyjaciółmi. Dawno temu wymyśliłem z przyjacielem słowo, które wg mnie idealnie obrazuje wewnętrzne ludzkie ciśnienie, anomalny stan spowodowany problemem systemowym (czyt. pieniądze, bo przecież o to najczęściej chodzi prawda ?). Magicznym słowem jest: KUPA, tak brązowe gremium, które toczy wieluuuuuuuuu mieszkańców tej planety. Kupa siedzi w ludziach i nie chce z nich wyjść lub tłoczona jest non stop w potężnych ilościach. Ludzie oblewają się nazwajem kupą z każdej strony. Jej motorem napędowym jest śmieszna rywalizacja, strach przed opinią innych, perfekcjonizm z dupy (czyli pragnienie nagłego olśnienia wszystkich, kiedy po drodze straciło się mnóstwo czasu na toczenie kupy i nie ma odrobionej pracy domowej) itp. Powiem tak: gówno prawda ! System przeprał nam mózgi, ale prawda pozostaje tylko i wyłącznie JEDNA. Jesteśmy wspaniałymi istotami, o unikalnych zdolnościach i punktach widzenia. Nie jesteśmy ciałem, a czymś o wiele wiele większym. Bierzemy czynnie udział w zabawie zwanej Kreacją i mamy wpływ na nasze życia. To właśnie system i jego architekci próbują zakotwiczyć kupę w każdy zakamarek naszego życia. Byśmy bali się marzyć, szybko sprowadzali innych na ziemię i mówili im: "Hej kolego to jest fajne, ale na pewno nie będziesz tego robił, nie zarobisz tym na życie, włącz się do wyścigu oblanych kupą szczurów i dawaj mocno po kagańcu".
To Ty tworzysz rzeczywistość ! Masz wpływ na każdy jej apsekt dotyczący twojej osoby. System jest ukierunkowany do ciskania kupą z każdej strony i właśnie dlatego ciężko ludziom uwierzyć w twórczą moc własnej percepcji, a głębiej ducha. Kiedyś z tym walczyłem, próbowałem zmieniać ludzi, teraz jedynie przekazuje informację i robię to co lubię. Zrozumiałem ZEN. Zrozumiałem buddyzm. Tu chodzi o uświadomienie sobie prostego faktu: Nie jesteś swoimi myślami. Nie jesteś swoim EGO. Przyleciałeś sobie na jedną z nieksończonych planet, w nieksończonych układach słonecznych, w nieskończonych galaktykach, w nieskończonych gromadach galaktyk, w nieskończonych Wszechświatach, w nieskończonych wymiarach. To krótka wędrówka, jak gra RPG. Wcielasz się w postać, nadajesz jej swoje cechy, ale jedynie takie, na które pozwala specyfika gry. Od tej specyfiki zależna jest późniejsza interakcja w świecie gry. To co zgromadzisz: sukcesy, porażki, książki, wiersze, muzykę itp. ma jedynie służyć zabawie i doświadczeniu - nie zabierasz tego ze sobą - to do niczego nie będzie ci potrzebne, gdyż już się zdarzyło - już wyniosłeś z tego lekcję - to już przeszłość - każdy kolejny dzień jest już przeszłością, do której nie będzie sensu później wracać w celach innych niż sentymentalnych. Nie wyniesiesz z tego już żadnej nauki - aby to uczynić trzeba iść do przodu. Tyle mam do powiedzenia.