Czym w ogóle nieskończoność jest? Technicznie rzecz ujmując to przestrzeń powstała z pra-przyczynowego punktu o nieskończonej gęstości (przytaczam tu obowiązującą jeszcze Teorię Wielkiego Wybuchu, ale nie oznacza to, że w nią wierzę) i ta przestrzeń stała się nośnikiem dla wypełniania jej wzorcem życia. Owa przestrzeń ulega stale fluktuacji, czyli powiększaniu i przyspieszaniu, inaczej ekspansji i ewolucji. Istnieją również zaawansowane, fantastyczne teorie na temat wieloświatów, światów równoległych, nieskończonej ilości Wszechświatów zanurzonych w wiecznym tańcu energetycznych potencjałów Pustki. Wiele badań z zakresu fizyki czy morfogenetyki zasygnalizowało nam, że mam do czynienia z czymś znacznie większym, czego nie można ogarnąć racjonalnymi zmysłami. Obecnie możliwości z zakresu nauk fizycznych i przyrodniczych (oczywiście wg oficjalnej wiedzy, bo czarne projekty to osobny temat) są niewystarczające, aby zmierzyć, udowodnić, a tym bardziej mentalnie ogarnąć Super-Nieskończoności zawierającej dodatni wektor stwórczy w stosunku do wykorzystania swojego potencjału. Jedną z takich materializacji, czy stabilizacji cząsteczek subtelnych, elementarnych jest nasz Wszechświat, który może być jednym z nieskończonej ilości Uniwersów.
To jest tak olbrzymie pojęcie, że nie da się tego zmierzyć, jedynie można to poczuć. Teoria strun i inne alternatywne teorie fizyki teoretycznej lub kwantowej zakładają istnienie 10-wymiarów, 12-wymiarów, 24-wymiarów lub więcej, przenikających i morfujących nasz Wszechświat. W jaki sposób zmierzysz aktywność istoty ludzkiej w 12-wymiarach jednocześnie lub atomu w 12-wymiarach? Atom w eksperymentach przechodzi nam w nadprzestrzeń i tyle go widzimy :) jak niby mamy stwierdzić, że znajduje się w 6-wymiarze, a nie na przykład 10. No więc nie da się tego zrobić za pomocą mechanistycznego podejścia, ale z poziomu organicznego – wykorzystując organiczny portal, jakim jest nasze ciało i podpięta do niego energetyka z centrum bezruchu w środku – możemy poczuć nieskończoność w całej okazałości.
Często zdarzają mi się ostre przebłyski z dzieciństwa, określone uczucia, obrazy i emocje, które towarzyszyły magii tamtego okresu. Odkąd pamiętam interesował mnie kosmos, to co niewyjaśnione i dziwne. Lubiłem jako dzieciak patrzeć na gwiazdy nocą i snuć różne wizje na temat naszej galaktycznej historii, wojen gwiezdnych, innych cywilizacji itp. Moją i tak ekstremalnie wybujałą wyobraźnie podsycał puszczany w TVP serial „Z Archiwum X”. Z lokalnej biblioteki wypożyczyłem chyba wszystkie książki o tematyce UFO-logicznej oraz zjawisk granicznych, a także komiksów science-fiction. To było dla mnie coś niesamowitego, nawet nie sądziłem, że w przyszłości będę stykał się ze zjawiskami paranormalnymi lub zwyczajnie spontanicznymi magicznymi funkcjami pola. Było to jednak konsekwencją wyrażonej przeze mnie w dzieciństwie intencji. Otóż przypominając sobie z coraz większym zapałem te wszystkie informacje o kosmosie i obcych cywilizacjach, czy innych światach, sprawiało mi to dużą satysfakcję, ale wciąż było wrażenie niedosytu wiedzy oraz jej ogromu. Pewnego wieczora kiedy kładłem się spać, maksymalnie skupiłem się w sobie, jednocześnie odgłosy letniej nocy, gruchających świerszczy zza otwartego okna, zrelaksowały moje ciało i przyjemne uczucie oblało mnie od stóp do głowy, czułem jakbym stał naprzeciwko zwierciadła nieskończonego kosmosu i wtedy wyraziłem intencję, która brzmiała dokładnie tak: „Pewnego dnia dowiem się o co w tym wszystkim chodzi”. Wypowiadając te słowa miałem na uwadze rozgryzienie tego wszystkiego co mnie wówczas interesowało, czyli wojen gwiezdnych, głębszych przyczynowych praw Wszechświata, czy też ogólnie zagadnienia obcych. Po wyrażeniu intencji podziękowałem matrycy, czy zwierciadłu nieskończoności i poszedłem spać. Od tego czasu każdy kolejny dzień mniej lub bardziej zbliżał mnie do uzyskania owego nieokreślonego, holistycznego punktu, w którym rozmontuję matrix na wszystkie jego części pierwsze.
Dlaczego wspomniałem o dzieciństwie ? Otóż w kontekście nieskończoności jest to priorytetowa zależność w próbie jej ujęcia. Wiem, że każdy ma inne doświadczenia, dlatego nie mogę odnosić się do zbiorowych definicji określonych stanów świadomości, więc dalej będę mówił na własnym przykładzie… To co tworzy całą magię dzieciństwa, to nieskazitelność, żywość i pęd ciekawości w poznawaniu świata, który zaszczyciliśmy naszą materialną manifestacją. Dzieci okrywa płaszcz nieskończoności i to właśnie egzotyka i żywość każdego doświadczenia oraz czysty umysł – nieprzesiąknięty różnymi programami światopoglądowymi sprawia, że kiedy często wracają do nas pewne wspomnienia z dzieciństwa, czujemy ich magię, robi nam się ciepło, jakbyśmy wypili kubek ciepłego mleka z miodem u babci przy kominku, kiedy złapaliśmy drobną infekcję wirusową, bo cały dzień biegaliśmy po dworze i bawiliśmy się w śniegu, potem przemoczeni wróciliśmy do domu :)
Dziecięcy czysty umysł z wrodzoną ciekawością jest kluczem do doświadczenia realnego poczucia nieskończoności. To jest esencja wszystkich ścieżek na rzecz uzyskania oświecenia, które jest nieco zabawnym terminem, podobnie jak samo-urzeczywistnienie – no cóż… jakichś pojęć trzeba używać. Każdy z nas rodzi się na tej planecie jako organiczny przetwornik nieskończoności – przez niezainfekowany jeszcze kanał intuicji oraz zmysły przepływa błogi sygnał pochodzący z pra-punktu, Pustki, oznajmiający, że uczestniczymy w projekcie wiecznej organizacji życia oraz zabawie w generowanie niewyczerpalnych potencjałów stwórczych Pustki. To jest prawdziwe niebezpieczeństwo dla kontrolerów naszej rasy oraz twórców i stabilizatorów systemu finansowo-psycho-społecznego. Kiedy na tej planecie funkcjonowałby taki system bądź struktura społeczna pozwalająca każdemu lub większości mieszkańców kontemplować swoją dziecięcą ciekawość, a także poznawać naturę wydarzania i przepływu zjawisk, to wówczas pielęgnowana i pogłębiana symbioza z nieskończonością, pra-punktem uruchamiałaby automatycznie procesy doprowadzające do całościowego rozpoznania natury umysłu i życia. Stąd tak wielkie wysiłki, aby poróżniać, skłócać i programować ludzkość. To jest tak silne, że działa wręcz jak hipnoza – trans materializmu to całkiem zgrabne określenie…
Interakcje w stworzonym anomalnym wzorcu strukturalnym społeczeństwa skutkują coraz głębszym wchodzeniem w idee, nadmiernym emocjonalnym angażowaniem w ładunki myślowe oraz niekończące się problemy związane z pieniędzmi. Kiedy ktoś ma problem, to w 99% przypadków pewnie ma on coś wspólnego z pieniędzmi. W efekcie rozpędzonego życia w systemie-matriksie ludzie tracą kontrolę nad własnym ciałem, postrzeganiem, co skutkuje zmianami w gospodarce neuro-hormonalnej i serotoninowej w mózgu, czego fizjologicznym efektem jest wapnienie szyszynki na starość, oraz większość chorób, włączając w to różnego typu nowotwory.
Tak łatwo zapominamy o dziecięcym poczuciu nieskończoności, czyli niemal ciągłym wrażeniu stania u progu czegoś wielkiego, nieogarnionego, wielkiego odkrycia, wyzwalającego w nas pełne zaufanie popychające do nieskrępowanego badania rzeczywistości. Zapominamy o tym, że życie jest proste-zawsze takie było- rodzimy się i po upływie króciutkiego, w skali wieku Wszechświata, odcinka czasu – umieramy, a to co zostaje i zawsze będzie to właśnie taniec nieskończoności, czyli wiecznej cyrkulacji energii. System ma za zadanie odcedzić naszą dziecięcą wrażliwość i narzucić na nią jednakowe racjonalistyczne filtry mechaniczno-wykonawcze, które wytyczają potem podejście do życia, w którym każdy dorosły powinien być śmiertelnie poważny. Zapominamy jak to było obudzić się rano z zapałem odkrywania tajemnic dnia codziennego, zjeść śniadanie i ruszyć na stare tory kolejowe, usiąść i obserwować wielkie białe chmury przesuwające się po błękicie nieba, bawić się wyobraźnią, słuchać odgłosów przyrody, otoczenia, popatrzeć na inne istoty, które gdzieś pospiesznie zmierzają i zadawać sobie pytanie: dokąd oni wszyscy pędzą? :), potem pograć w piłkę, a wieczorem obejrzeć jakiś film na wideo z przyjaciółmi i bać się zasnąć, bo to był horror J Zimny racjonalizm dorosłości obecnie generuje w ludziach zbyt wiele koncepcji i myśli – zamiast po prostu iść na łąkę i patrzeć na chmury, a potem z przyjacielem obejrzeć sobie film ot tak – my bijemy się z myślami typu: „a co by było gdyby?”, „Czy na pewno uzbieram tyle i tyle pieniędzy na coś tam?”, „A co się stanie jak dziś nie pójdę do pracy?”, „Czy warto obejrzeć ten film?” „Szkoda czasu na tak trywialne rzeczy, lepiej zajmę się czymś poważnym” lub „nie chce mi się, będę siedział w domu” :) Zbyt dużo myślenia = dużo cierpienia i problemów.
Wracając do mojej ścieżki poznawania tych spraw… chłonąłem mnóstwo informacji, w klasie gimnazjalnej miałem już przerobionych większość dostępnych channelingów i książek o potędze podświadomości itp. Jednocześnie mimo sprawnej konstrukcji mojego żądnego wiedzy EGO, zachowałem z dzieciństwa ten egzotyczny pierwiastek łączący moją świadomość z pierwotnym punktem - mam na myśli silnie rozwiniętą intuicję. Choć z jej wykorzystywaniem bywało różnie w tym burzliwym dla każdego nastolatka okresie dojrzewania, to jednak pozwalało mi to zachować trzeźwy umysł i jakby to powiedzieć… lekkość w przetwarzaniu docierających danych. Z perspektywy czasu widzę, że bardzo ważnym elementem w mojej przygodzie rozgryzania rzeczywistości, był stały kontakt z naturą i pełne zaufanie do niej. To dało mi stabilizację i jak mniemam, w głównej mierze przyczyniło się do pewnego zdarzenia, które zgruzowało moje struktury osobowe i pokierowało ku wolności.
Był to dzień syntezy tego wszystkiego co zebrałem pod etykietą: wiedzy o duchowości, nauki, praw natury, a wspomnianą wcześniej dziecięcą wrażliwością i magią chwili obecnej. Spontanicznie doszło do mnie, kiedy siedziałem nad jeziorem, że odłączenie sztucznego oprogramowania generującego wciąż ładunki myślowo-emocjonalne o charakterze wciągającym, pozostawia przestrzeń bezruchu. Ta przestrzeń jest ciszą swobodnego przepływu nieskończoności, miejscem błogiego spokoju i radości, ponieważ kiedy w niej jesteś, postrzegasz każdą istotę ludzką, czy zwierzęcą jako równą sobie, emisariusza jedności przestrzennej, który bawi się na różne sposoby w świecie formy. Od tamtego wydarzenia zrozumiałem, że zakończenie duchowych poszukiwań to zdanie sobie sprawy z tego, że nie jesteśmy własnymi myślami, tylko wiecznymi dziećmi z pasją eksplorującymi tajemnice Wszechświata. To było tak żywe i wspaniałe doświadczenie, że łzy płynęły mi ze szczęścia, a drzewa kołysały się śpiewając pieśń wolności. Ten moment, w którym nie ma w tobie żadnych myśli, gdzie nie ma żadnej przeciwwagi, żadnego kontrargumentu, sprzeczności, jest tak totalnie spójny ze wszystkim, że absolutnie nic nie jest w stanie tego zaburzyć. Zabawna jednocześnie jest próba ubrania tego w jakieś słowo, cokolwiek wychodzi z ciebie w formie dźwięku, czy słowa pisanego… no nie da rady. Można przekazać treści pewne energetyczne funkcje nawigacyjne, ale nie każdy będzie w stanie je odczytać, ktoś inny wyczyta w tym zupełnie coś innego, a ty pozostajesz z wrażeniem, że nie da się nazwać doświadczenia, które leży poza opisem. W miarę upływu czasu, kiedy oswajasz się z tym, co ci się przytrafiło, czujesz jednak potrzebę podzielenia się pieśnią nieskończoności z innymi ludźmi i starasz się dobierać jakieś esencjalne słowa.
Zdałem sobie sprawę, że nie da się tego ubrać w żadne ramy: Advaita/Non-duality/anty-wirus JA/Tropienie jakiegoś JA itd. TO jest we wszystkim – przepływa przez każdy atom, oplata i chowa się za każdą myślą, ideą – reszta jest interpretacją. Ostatnio Jeff Foster zamieścił esej, w którym słusznie zresztą stwierdził, że sam utknął w tej całej historii negowania jakiegoś JA, podobnie jak ja, doszedł do konkluzji, że radykalni Advaita’owcy wychodzą ze stanu bezforemności, tropią w czyichś treściach JA – mówią: „Ok tu i tu się mylisz, obnażyłeś swoje JA, praktykuj i szukaj dalej, a osiągniesz TO”, a następnie dalej zatapiają się w bezforemność… Dla mnie jest to jedna i ta sama historia. Wszystko jest z TEGO utkane, nawet nasze wyobrażenia na temat JA i to co materializujemy jako JA. Każdy kto doświadczył pełnej wolności od myśli, koncepcji itp. dobrze wie, że nieskończoność przepływa przez wszystko co ISTNIEJE, dlatego trawa jest zielona, a niebo jest niebieskie. Dlatego też pisząc cokolwiek nie sile się już na specjalny dobór słów, aby uważać czy ktoś nie odnajdzie w tym jakiegoś JA lub powie, że nadal żyje w jakiejś iluzji. Pozwalam myślom swobodnie przepływać w mojej przestrzeni, jeśli na ten moment któraś mi się spodoba, to ją sobie materializuje np. pod postacią tego tekstu, ale za tymi słowami jest tylko zabawa, radość z racji nieskończonego tańca pustki z formą, dziecięca radość, że NIE MA NIC, a jednocześnie jest WSZYSTKO. Zauważyłem, że zamieszczając różne treści, ludzie doszukują się tam czegoś, czego nie ma. Jeśli osoba deklarująca swoje „oświecenie”, czy porzucenie „JA” znajduje za jakimiś słowami lub tekstem coś, czego tam NIE MA, to ja spytałbym się: „czym jest to co znalazło jakiś problem, skoro za tymi słowami jest tylko zabawa, radość, nieskończony taniec pustki z formą?”. To jest tak odświeżające, nie musieć z nikim się ścigać, szukać żadnych potwierdzeń, po prostu doświadczać TERAZ w każdej chwili…
Ciężko to opisać, ale chyba najprościej ująć to tak: „Poczucie nieskończoności to ciekawość dziecka połączona z przenikającym uczuciem ogromu ewoluującej energii życia”.
Nie chcąc już przedłużać będę zmierzał do końca. Urzeczywistnienie swojej natury, czy jak kto chce to nazwać, wcale nie oznacza zakończenia aktywności w tym wymiarze lub nieustającej ekstazy. Niektórzy wyobrażają sobie oświecenie jako nieustający psychodeliczny odjazd sfokusowany na dostrzeganie we wszystkim jedności oraz pogląd, że po urzeczywistnieniu nie trzeba już nic robić. Otóż „ oświecenie” to dopiero początek, porównać to można do absolutnej teraźniejszości. To nowa, bardzo subtelna jakość odbioru codzienności, a także w pewnym sensie odpowiedzialność za uzyskaną syntezę wglądu, aby w jakimś stopniu przysłużył się przełamaniu iluzji innych istot lub wyciągnięciu ich z koła cierpienia, oczywiście pod warunkiem, że dana istota tego chce, gdyż niektórzy mają swoje kółka światopoglądowe do zbadania. Nie czyni to też z ciebie nikogo wyjątkowego, zwyczajnie zdałeś sobie szybciej sprawę z tego czym i tak każdy jest… Genialne jest to, że rzeczy dzieją wówczas spontanicznie, samoistnie. Jeśli ktoś uważa, że pojawiają się myśli w stylu: „Pomogę tym biednym ludziom się oświecić” lub „W jakim koszmarnym błędzie, zapętleniu żyje ten człowiek, pomogę mu ujrzeć prawdę” – takie myślenie jest oznaką raczej działających jeszcze strukturalnych programów, ponieważ kiedy raz zobaczysz, że wszystko jest JEDNYM, to nie ma w tobie żadnego parcia na oświecanie innych, po prostu nagle nachodzi cię ochota na zlepienie ze sobą kilku sentencji słów, które okazują się potem koanem gruzującym sieć iluzji u kogoś kto w nieokreślonym punkcie czasoprzestrzeni sobie ten koan przeczyta, a nawet wpadnie na niego przypadkiem. Dlaczego mnisi spędzają większość czasu na medytacji i kontemplacji? No bo zabiera trochę czasu ułożenie ze wszystkich dostępnych słów, kilku sekwencji, które oddadzą esencję tego co jest nieopisywalne i wyzwolą u kogoś dekonstrukcję iluzji (hahah z tymi mnichami to oczywiście żart był :)).
Życie to nieustające pasmo przygód. Wszystko co robiłem do tej pory, robię z większą uważnością i zagnieżdżeniem w TERAZ, co naturalnie akceleruje mój płaszcz nieskończoności i sprawia, że jestem wiecznym dzieckiem w bio-kombinezonie ziemskiego kosmonauty. Dzięki temu z jeszcze większą klarownością mogę rozpoznawać iluzję i prawdziwe źródła wiedzy i praktyk różnych istot. Przydaje się to szczególnie w zalewie informacji w obecnych czasach. Przestałem mieć potrzebę udowadniania czegoś komukolwiek. Cieszę się przepływem życia, płynnym ruchem natury, a co za tym idzie każdym dniem. Budzę się z uśmiechem na ustach, gdyż każdy nowy dzień jest inny. Z jeszcze większym spokojem i rozwagą eksploruję zagadki rzeczywistości, nadal prowadząc badania w zakresie morfogenetyki, kwantowej mechaniki i implozji DNA, ochronnych pól morficznych generowanych przez określone gatunki roślin, czy hadronicznych mechanizmów zmiany skupienia cząsteczek wśród istot gadzich oraz plazmatycznych biostruktur ich pól morficznych. Jeśli dostatecznie wyciszymy swój umysł możemy rozmawiać z roślinami, zwierzętami i bez problemu balansować chemię swojego mózgu oraz ciała. Życie jest nieustającą magią, którą już od wczesnego dzieciństwa próbuje się w nas przytłumić. Cóż ja mogę więcej powiedzieć… świadomość tego jak krótkie jest ludzkie życie, to że egzystujemy w nieskończonym, wiecznym tańcu Wszechświatów i przenikających je wymiarów, sprawia że nabrałem dużej pokory i spokoju do życia. To radość z każdego dnia, w którym odkrywasz siebie w innych istotach, zdarzeniach lub nawet lampce na biurku. Nieskończoność to my :) Surferzy fali nieskończoności łączmy się i przekazujmy innym nowinę: że nie ma się czego bać, wszystko jest w naszych rękach, a nieskończoność zawsze tu będzie. Dziękuję za uwagę.